Reklama

Krzysztof Pieczyński: Rozważny i romantyczny

Romantycznych mężczyzn już prawie nie ma. Ale on wierzy, że tylko tak można żyć.

W młodości wierzył, że zdoła zmienić świat. Po studiach w krakowskiej szkole teatralnej chciał grać herosów, rewolucjonistów, ludzi idei. Za ironię losu można więc uznać fakt, że w pierwszej filmowej roli wcielił się w postać prostego, niepozornego, kochającego bez wzajemności Bronka w serialu "Dom".

Krzysztof Pieczyński (55 l.) zagrał tylko w kilku odcinkach serialu, ale jego kreacja zachwyciła widzów. On sam rolę Bronka wspomina jednak dość niechętnie. Przyznaje, że pracę w serialach uważa za zajęcie, które w sferze artystycznych ambicji pozostawia wiele do życzenia. To dlatego tak rzadko w serialach grywa. Z postacią Bronka Talara pan Krzysztof ma jednak wiele wspólnego.

Reklama

Ich życiowe wybory podyktowane są głosem serca. Obaj w życiu przede wszystkim szukali miłości. I obaj jej nie znaleźli...

- Podoba mi się wiele kobiet, ale to nieproste znaleźć drugą połowę pasującą idealnie. A to właśnie miłość jest lekarstwem na ten świat - rozmarza się aktor.

Dlatego pan Krzysztof tak tęskni za miłością. Wciąż jej szuka z nadzieją, że jest gdzieś tuż obok... Martwi go, że dotychczas jego związki z kobietami były emocjonalne i krótkie. A kolegom zwierza się, że takie kobiety jak tytułowa bohaterka powieści Emily Bronte "Jane Eyre" - bezgranicznie oddana i kochająca mężczyznę - istnieją tylko w starych powieściach.

Choć już nie raz miał nadzieję, że taką miłość spotkał. Po czasie zaczynał jednak szukać na nowo. Może dlatego, że jest sentymentalny z natury i szuka miłości idealnej, na całe życie, która zniesie i zwycięży wszystko?

Jedna z zaprzyjaźnionych z panem Krzysztofem aktorek stwierdziła, że tęskni on za uczuciem jak z XIX-wiecznego romansu. Nie potrafi pogodzić się z tym, że miłość może przechodzić różne fazy. On chciałaby, żeby temperatura była cały czas wysoka... To jeden z powodów tego, że pan Krzysztof żyje samotnie.

Nie ożenił się ani w Polsce, ani w USA, gdzie z nadzieją na filmową karierę przebywał aż 12 lat. Wrócił, bo choć udało mu się zagrać w kilku hollywoodzkich produkcjach, nie czuł się szczęśliwy. Nie pasował do goniącego za pieniędzmi społeczeństwa. Sentymentalny wrażliwiec w takim świecie nie może się odnaleźć. Ale dziś, w rodzinnym kraju, też zdarza mu się szukać swojego miejsca. Wiele lat temu przeniósł się do Krakowa, miasta beztroskich studenckich czasów. Po latach wrócił jednak do stolicy. Kupił mieszkanie w starej kamienicy na Mokotowie. Czasami można go spotkać w jednej z pobliskich kawiarenek. Zabiera ze sobą notatnik, książkę, pióro. Obserwuje ludzi, robi notatki. Bo pisanie to druga, poza aktorstwem, wielka pasja pana Krzysztofa. Aktor wydał już kilka tomików wierszy i książkę z listami z Ameryki. Wszystkie znalazły uznanie surowej krytyki literackiej.

Może dlatego, że pisze tak, jak czuje. Po prostu sercem.

Sam przyznaje, że ma żal do siebie, gdy musi robić coś, czego nie kocha. Dlatego zrezygnował z roli Bruno Walickiego w "Na dobre i na złe". Ogromna popularność, jaką przyniosła mu ta rola, z czasem okazała się bardzo męcząca. Dziś, gdy grywa tylko role filmowe, czuje się aktorem spełnionym. Choć kokosów na tym nie zarobi. Ale robi to, co dyktuje mu serce. Twierdzi z czułością, że serce to jedyne miejsce we wszechświecie, które go nigdy nie oszuka. Kiedy więc chce podjąć decyzję, pyta o radę serce, nie rozum. Bo rozum to spekulant, jest zwodniczy...

Iza Wojdak

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Pieczyński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy