Reklama

Krzysztof Materna: Człowiek z pasją

To wielka sztuka funkcjonować przez olbrzymią część życia w najbardziej znanym duecie w kraju i jednocześnie nie zatracić odrębnego ja. Krzysztof Materna opowiada o dokonaniach, które są dla niego najcenniejsze.

Będzie pan bohaterem odcinka cyklu "Niedziela z...". Gdyby miał pan decydujący głos w tej sprawie, jakie programy by pan tam umieścił?

- Uważam to za zaszczyt, że kanał TVP Kultura uznał mój dorobek za wart zaprezentowania. Cykle "Mądrej głowie", "Za chwilę dalszy ciąg programu", "MdM" żyją własnym życiem do dziś, choćby w Internecie. Nota bene zastanawiające jest, jak tam wyciekają. Można powiedzieć, że są humorystyczną pożywką dla trzeciego już pokolenia. Dlatego ubolewam, że mimo tej popularności nie doczekały się wydania na płytach. Gdybym jednak musiał wybierać: na pewno program "Big Zbig Show", "Za chwilę dalszy ciąg programu", a zwłaszcza fragmenty z siostrą Ireną, i moje ostatnie dokonania, czyli reżyserowane przeze mnie koncerty.

Reklama

Pana książka "Przed państwem Krzysztof Materna (dla przyjaciół siostra Irena). Przygody z życia wzięte" jest miejscami zabawna i dla wielu interesująca. Ale czy nie lęka się pan, że wpada pan w tłum gwiazd piszących wspomnienia?

- Gdybym zakładał, że będzie ona źródłem mojego utrzymania albo że będę się za jej pomocą ścigać z kimś na popularność, to nie przystępowałbym do pisania. Nie jest to książka skandalizująca, jej celem nie było rozśmieszanie. Miała być po części podsumowaniem mojego dorobku, a trochę wyjaśnieniem mojej drogi życiowej. Oraz, co dla mnie najważniejsze, hołdem dla osób, które na tej drodze, szczególnie zawodowej, spotkałem. Osób, które okazały się niezwykle ważne i wiele im zawdzięczam.

W radiu fragmenty pana książki czytają znakomici aktorzy. Urządzał pan casting?

- To kolejna cenna rzecz, jakiej się dorobiłem w życiu. Fakt, że mogę pracować z ludźmi, z którymi doskonale się rozumiem. Łączy nas często podobne poczucie humoru. Zwróciłem się więc do aktorów, których uważam za przyjaciół. Casting nie był trudny, bo cała piątka to mistrzowie. Marka Kondrata na przykład uważam za jednego z najmądrzejszych moich przyjaciół, obdarzonego największym poczuciem humoru oraz dystansem do siebie. Jestem wszystkim naprawdę wdzięczny, że znaleźli czas, by to zrobić.

Wszystko, co pan napisał, to prawda? Zjadł pan żabę w wojsku?

- Malutką, ale zjadłem. Prawdą jest również, że potem zwymiotowałem. Trzeba jednak było żyć w tamtych czasach, by zrozumieć, jak się czuł człowiek ze szkoły aktorskiej w karnej jednostce wojskowej w PRL-u. To był "Monty Python".

Jaką dyscyplinę sportu najbardziej lubi pan uprawiać?

- Golf. To wspaniałe zajęcie, któremu oddaję się z ogromną przyjemnością, i do tego w pięknych miejscach. Mógłbym to robić bez przerwy. Golf jest moim hobby, nie wymaga mistrzostwa i nie zgadzam się, że jest sportem tylko dla zamożnych. Nie jest droższy niż narciarstwo czy żeglarstwo. Pierwsze, oczywiście używane, kije kupiłem za mniej więcej 250 złotych. Jedyny problem mogą stanowić dojazdy - pola położone są w sporej odległości od miast.

A oglądać - piłkę nożną? Skoro Barcelona to pana ukochany klub...

- Zastanawiałem się, dlaczego tak jest. I wymyśliłem, że w Barcelonie znalazłem zespół artystów. Nie gwiazdy plus wyrobnicy, a właśnie zespół. Bo nie tylko gwiazda decyduje o tym, że przedstawienie jest dobre. Oni wszystko robią razem. Uwielbiam to.

Czy wieloletnia współpraca z Wojciechem Mannem byłaby możliwa bez przyjaźni?

- Nie, absolutnie. Powiem więcej: bez przyjaźni i bez tolerancji. Był taki okres, kiedy znaliśmy się nawzajem lepiej, niż nasze własne żony nas znały, i tolerancja na wady drugiego była podstawą naszej działalności. Udało nam się zbudować związek, w którym żaden z nas nie miał przewagi, czyli głosu decydującego. Działaliśmy bardzo demokratycznie, jeśli chodzi o twórczość.

Cudowny "Za chwilę dalszy ciąg programu" - pisali panowie scenariusz, czy to była improwizacja?

- Przewaga improwizacji. Nasz zespół cechowało podobne, nieco specyficzne poczucie humoru, aczkolwiek muszę przyznać, że niektórzy z nas mieli swoje specjalizacje. Na przykład Grzegorz Wasowski miał szczególny talent do krótkich skeczów językowych, ja przynosiłem pomysły związane z polityką, Wojciech Mann miał skłonności do bardziej abstrakcyjnych żartów. Mieliśmy jednak świadomość, że jesteśmy aktorami amatorami, więc nie planowaliśmy dokładnie wypowiadanych kwestii. Uznaliśmy, że walor naturalności jest lepszy od starannego przygotowania.

Jak pan spędzi Gwiazdkę?

- Spokojnie, z dala od telewizji i rodzinnie. To dla mnie szczególnie ważne, bo to nasze pierwsze święta, na które syn przyjedzie z daleka. Wyjechał na studia i nie mamy go w domu na co dzień - liczę więc, że znajdzie trochę czasu dla rodziny.

Wymarzony prezent pod choinką?

- Może jakaś dobra książka, płyta...

A plany noworoczne?

- Przygotowywanie następnego koncertu i festiwalu Solidarity of Arts - jestem już w trakcie. Inscenizacja w teatrze IMKA - adaptacja książki "Czarna Mańka", opowiadającej o przedwojennej Warszawie. Będę też prowadzić plebiscyt "Polacy z werwą". To sprawia mi ogromną satysfakcję. Bo ja nie jestem komercyjnym wyrobnikiem, którego można do wszystkiego zaangażować. I taki byłem przez całe życie.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Telemax
Dowiedz się więcej na temat: życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy