Reklama

Karol Strasburger: Bez specjalnych postanowień

Od 20 lat prowadzi "Familiadę" (pierwszy odcinek "poszedł" w eter 17 września 1994 roku!). Teraz jako jej uroczy gospodarz i niebanalna osobowość ma nominację do Telekamer Tele Tygodnia. Karol Strasburger opowiada o planach... nie tylko na nowy rok.

Karol Strasburger jest nie tylko gospodarzem "Familiady". Widzowie uwielbiają go także za rolę Toliboskiego w słynnym serialu "Noce i dnie", Niwińskiego w "Polskich drogach", a także - Karola Wekslera w "Pierwszej miłości". Niestety, miniony rok był dla niego wyjątkowo trudny - dlatego mocno wierzy, że kolejny będzie łaskawszy. Wciąż z wielką przyjemnością uprawia sport, który jest dla niego przede wszystkim lekarstwem na wszelkie niepokoje.

Co roku razem z ekipą "Familiady" nagrywają państwo specjalne, świąteczne odcinki programu. A czy za kulisami również obchodzą państwo razem święta?

Reklama

Karol Strasburger: - Tak, mamy taką niepisaną tradycję i każdego roku urządzamy sobie świąteczne spotkanie w kameralnym gronie. Dzielimy się wówczas opłatkiem, składamy sobie życzenia i miło spędzamy czas. Nie jest to jakiś wielki bankiet, ale nie to jest tu ważne.

Wchodzi pan w nowy rok 2015 z jakimiś specjalnymi postanowieniami?

- Są ludzie, którzy potrzebują tego rodzaju motywacji, bo jest im ciężko zmobilizować się w ciągu roku - ja takiego problemu na szczęście nie mam. Każdego dnia jestem wystarczająco zmobilizowany, by podejmować postanowienia, które wynikają z konkretnej potrzeby albo z sytuacji, nie zaś z daty. Myślę zbyt racjonalnie, żeby uwierzyć, że od 1 stycznia będę mądrzejszy, lepszy, ładniejszy (śmiech).

- Skoro przez cały rok słodziłem herbatę, to ciężko byłoby mi nagle jednego dnia rzucić cukier, prawda? Jedyne, czego życzę sobie w nowym roku, to żeby był dla mnie łaskawszy niż poprzedni. Czasem rozmyślam o rzeczach, na które nie mam wpływu, o losowych sytuacjach niezależnych ode mnie i mam nadzieję, że kłopoty dnia codziennego w 2015 roku będą mniejsze.

Wielu ludzi obiecuje sobie na przykład... poprawę formy fizycznej. Pan nie musi, bo dla pana sport to chyba integralna część każdego dnia?

- Tak, sport jest bardzo ważny w moim życiu. Poprawę formy fizycznej zazwyczaj obiecują sobie ci, którzy na co dzień w ogóle się nie ruszają, a wiedzą, że powinni... Niestety, z takich zamiarów zazwyczaj nic nie wynika, bo gdy zaczną piątego stycznia, to skończą dziesiątego i więcej do tego nie wrócą. Dbać o siebie należy codziennie, a nie od święta.

Dlaczego?

- To chyba oczywiste. Sport po prostu wymaga ogromnej mobilizacji - ja np. regularnie planuję sobie wykonanie jakiegoś konkretnego sportowego zadania. Na podobnej zasadzie trenują olimpijczycy, czy też mistrzowie świata, żeby utrzymać tytuł lub go zdobyć.

Jakie sportowe wyzwanie postawił pan przed sobą w najbliższym czasie?

- Planuję wyjazd narciarski. Znam już datę, więc jest to moja mobilizacja, aby się do tej daty przygotować i solidnie trenować. Gorąco namawiam wszystkich do uprawiania jakiegoś sportu - nie należy z tym czekać do nowego roku, tylko zacząć od razu, małymi kroczkami. Chcę jednak podkreślić, że sport to nie tylko sfera fizyczna, ale również lekarstwo na różnego rodzaju tragedie, stresy. Dzięki niemu możemy przestać myśleć o tym, co było źródłem naszego niepokoju. Stanowi on świetny odpoczynek psychiczny.

Aktorstwo też stanowi dla pana odskocznię od problemów dnia codziennego? Pana rola w serialu "Pierwsza miłość" cały czas się rozwija.

- To fakt, moja postać się rozbudowała i jest o niej odrobinę głośniej. Gram w tym serialu już od czterech lat i bardzo lubię tę rolę, jest naprawdę dobrze pisana! Moją rzetelną pracą stymuluję reżysera i scenarzystę, a oni widząc, że rola podoba się widzom, piszą więc dla mnie coraz więcej i ciekawiej. Cały czas zresztą pracuję i gdzieś gram - ostatnio zagrałem w "Komisarzu Aleksie". Jeżeli miałbym pomyśleć o czymś, co faktycznie sprawiłoby mi ogromną przyjemność, to chyba byłoby to pojawienie się na dużym ekranie.

Ale z kultowej już "Familiady" nie zamierza pan rezygnować?

- O nie, jestem z nią bardzo zżyty. To taki dodatkowy element, który pojawił się w mojej pracy aktorskiej. Występuję tu też częściowo w roli dziennikarza, bo chcę dowiedzieć się czegoś więcej o uczestnikach i zadaję im sporo pytań. Staram się stawiać na improwizację i cieszy mnie to, że te pytania nie są przygotowywane przez redaktorów, tylko wynikają z konkretnej sytuacji. Gdy zdarzy się, że jakiś temat jest mi mało znany, muszę się do niego wcześniej przygotować. Z reguły jednak wszystko odbywa się tutaj bardzo spontanicznie i właśnie to mi się tak podoba.

Rozmawiała Paulina Masłowska.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy