Kaja Paschalska: Zaczęłam się tym wszystkim za bardzo przejmować
Przez siedemnaście lat obserwowaliśmy, jak dorastała na planie serialu "Klan". Kaja Paschalska w niczym nie przypomina ułożonej Oli Lubicz, jej największą miłością jest śpiewanie. Czy ma szansę wygrać trzecią edycję muzycznego show "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"?
W przyszłym roku aktorka kończy 30 lat i marzy, by uczcić to wydarzenie trzecią solową płytą. Na razie co tydzień zmienia się jak kameleon - była nawet czarnoskórym raperem!
Co czułaś, stojąc po latach na scenie? Tremę? Radość? Szczęście?
- Wszystko naraz! Pierwszego występu w show w ogóle nie pamiętam (śmiech). Jednak z każdym odcinkiem mam w sobie coraz więcej luzu i co za tym idzie - zabawę z tego, co robię. Ale tremę czuję zawsze. Chyba nie da się jej całkiem wyeliminować. Ważne są proporcje. Teraz przeważa szczęście i spełnienie.
Czy udział w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" jest zapowiedzią, że znów zaczniesz koncertować?
- Tak, to dla mnie taka trochę rozgrzewka. Największą trudność sprawia mi obecnie modyfikowanie barwy głosu. Spędziłam wiele czasu, żeby nauczyć się śpiewać, niczego nie udziwniając, swoją naturalną barwą. A teraz robię coś wręcz odwrotnego (śmiech). W warunkach studyjnych można popracować nad techniką, ale dopiero w praktyce dochodzi jeszcze szereg innych rzeczy. Jak panowanie nad tremą czy kontakt z publicznością. To jest coś, co można opanować, tylko występując. Plan jest taki, że jakiś czas po programie pojawi się moja płyta...
No właśnie. Jako szesnastolatka wygrałaś opolskie debiuty, nagrałaś też dwie płyty - a później słuch o tobie, jako wokalistce, zaginął...
- Nigdy nie wycofałam się ze śpiewania. To od zawsze była moja największa pasja i przez te wszystkie lata, kiedy oprócz "Klanu" nie pojawiałam się publicznie, kształciłam się w tym kierunku. To ta druga strona medalu, dorastanie "na widelcu", bycie ciągle ocenianą, sprawiła, że na jakiś czas postanowiłam "zniknąć". Potrzebowałam złapać nieco dystansu do siebie i wszystkiego, co mnie otaczało. W pewnym momencie zaczęłam się tym wszystkim za bardzo przejmować i postanowiłam zrobić sobie przerwę.
Z jakimi opiniami spotykasz się na planie "Klanu" w związku z występami w show? Praca w programie nie koliduje z serialowymi obowiązkami?
- Wszyscy bardzo mi kibicują! Jeśli natomiast chodzi o czas, to ostatnio faktycznie jestem chronicznie zajęta, pracuję w końcu tak jakby na dwóch etatach (śmiech). Ale satysfakcja po takim długim, ciężkim dniu jest bezcenna!
Kto z dotychczasowych uczestników show najbardziej cię zaskoczył?
- Oprócz Kasi Skrzyneckiej, która była naprawdę genialna w swoich wcieleniach, powalił mnie Marek Kaliszuk jako Maria Callas oraz Julka Pietrucha jako Marilyn Monroe. Ogólnie poziom "Twoja twarz..." jest bardzo wysoki i nikt z uczestników raczej nie odstaje. Ten show, i nie mówię tego jako uczestniczka, tylko widz, jest dla mnie jednym z lepszych i ciekawszych programów tego formatu.
Dlaczego?
- Oglądałam go od pierwszej edycji i wielokrotnie byłam zaskoczona, że tego typu metamorfozy są w ogóle możliwe. Już sama charakteryzacja jest czymś, co robi bardzo duże wrażenie, bo nie oglądamy na co dzień takich rzeczy w naszej rodzimej telewizji.
Zdradzisz, czy jest postać, w którą chciałabyś się wcielić?
- Największym marzeniem, które się zresztą spełniło, było wcielenie się w Beyonce. A ogrom pracy, którą w tę postać włożyłam, dał mi mnóstwo satysfakcji po występie, kiedy wszystko się udało.
Rozmawiał Artur Krasicki