Reklama

Jerzy Kryszak: Jestem smutnym facetem

Trudno uwierzyć, ale w domu jest bardzo poważny. Życie to nie scena.

Na pytanie co go najbardziej cieszy, odpowiada, że rodzina i... wiosna, a reszta to smutek. I faktycznie tak jest, bo Jerzy Kryszak (60 l.), choć jest satyrykiem, to jednak rzadko uśmiechniętym.

- Polska mnie smuci i polityka mnie smuci, bo za wiele jest tam oszustwa, za wiele kłamstw, za dużo prywatnego, własnego interesu. Smuci mnie też chamstwo i przeraża agresja. W środku jestem... smutnym facetem - mówi pan Jerzy.

Ale oprócz rodziny jest jeszcze coś, co go cieszy szczególnie - to dom. Nigdy nie planował i nie zastanawiał się nad tym, jak chce (czy też jak nie chce) żyć. Pragnął jedynie zbudować dom. Bo dom jest dla niego synonimem bezpieczeństwa. Kojarzy mu się z wakacjami spędzanymi u dziadków pod Łowiczem. Śpiewającymi o poranku ptakami, radosnym śmiechem, wspólnym robieniem sera i smakowaniem go... Wtedy czuł się bardzo szczęśliwy. Ale dopiero, gdy był już dorosłym mężczyzną, potrafił określić ten stan słowem: harmonia. Zanim udało mu się stworzyć to swoje wymarzone miejsce, wcześniej często zmieniał mieszkania, które wynajmował. Przemieszczał się z kilkoma walizkami.

Reklama

Dopiero kiedy skończył 40 lat, miał coraz więcej regularnej pracy, a tym samym płynność finansową. Mógł jeździć, zwiedzać, korzystać z życia, ale on postanowił kupić dom pod Warszawą. W okolicach Nieporętu ma swoje wymarzone siedlisko. O swoim domu opowiada: - Urokliwy i nietypowy. To moja przystań, skała, o którą zawsze mogę się oprzeć.

Lubi spędzać w nim czas, a najlepiej czuje się wtedy, gdy może coś zrobić w ogródku. Pieli więc grządki, sadzi nowe kwiaty, przycina krzewy... - Na te pąki na kwiatach czekam każdego roku. Rośliny to są boskie cuda - mówi uśmiechnięty.

Dlatego z kwiatów nigdy nie żartuje, podobnie jak z religii. Bo pan Jerzy jest zdania, że kabaret nie powinien nikomu robić krzywdy ani przykrości.

Z wykształcenia jest aktorem, ale gra mało. Mimo to nie brakuje mu kamery czy sceny. Już na początku swojej drogi miał to szczęście, że zagrał Hamleta. - Ta rola wystarczy mi za wszystko, bo większej w teatrze po prostu nie ma - tłumaczy.

Kiedy odszedł z teatru, zajął się tylko kabaretem. Nawet niedawno, gdy otrzymał propozycję zagrania w filmie, odmówił. - Ja sobie robię mój prywatny teatr. Czy to śmieszny, czy satyryczny, czy kpiący. Ale jestem zależny tylko od siebie, sam siebie obsadzam, sam jestem swoim dyrektorem - opowiada.

I tę samodzielność uważa za swój sukces. Sukcesem dla pana Jerzego jest też to, że 90 procent spotykanych przez niego ludzi obdarza go uśmiechem. - To największa frajda. Ja na szczęście nie znam tej Polski z twarzami zastygłymi ze złości. I to mój wielki sukces. Mam jeszcze inny, związany mocno z Gdańskiem. Jestem szczęśliwym mężem gdańszczanki. I to fantastyczne, że przy mnie jest ktoś tak wspaniały. Mówi się, że nie ma ideałów. Są, ja taki ideał znam - mówi.

Te komplementy pod adresem żony Agnieszki to i tak wiele, bo o życiu prywatnym mówi nadzwyczaj niechętnie. - Chcę, by moje małżeństwo było tak szczęśliwe, jak dotąd. Nie sprzyja temu mówienie co jemy na obiad i w jakim rogu pokoju stoi nasze łóżko - tłumaczy.

Pan Jerzy jest też ojcem dwóch synów, bliźniaków. Wychowuje ich tak, by niczego im nie narzucać, wierzy w ich mądrość. I to się sprawdza. Cieszy się, że mają znakomity kontakt, że synowie przychodzą do niego ze swoimi problemami. Bo dla nich nie jest satyrykiem, tylko ojcem. I to też jego wielkie szczęście.

KO

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: smutna | Jerzy Kryszak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy