Jan Suzin: Niezapomniany głos
Spiker, prezenter telewizyjny i konferansjer. Przez cztery dekady najpopularniejszy głos małego ekranu. Kryminały i westerny zapowiadał z wdziękiem przedwojennego arystokraty. Jan Suzin, który z najkrótszego występu potrafił uczynić dzieło sztuki, zmarł 22 kwietnia. 7 maja TVP Historia wyemituje dokument "Telewizja: Historia telewizji. Początki", z udziałem Suzina.
Nie ma w Polsce człowieka, który - może z wyjątkiem naprawdę młodych, z telewizją mało obytych - nie znałby tego nazwiska. Legendarny spiker, konferansjer, głos dzienników telewizyjnych, wyczekiwanych w napięciu przez cały kraj westernów i kryminałów, umarł po ciężkiej chorobie w nocy 22 kwietnia w jednym z warszawskim szpitali. Zostawił żonę, aktorkę Alicję Pawlicką, i grono przyjaciół - tych znanych ze srebrnego ekranu, ale też zwyczajnych, z którymi już jako emeryt lubił zagrać w brydża albo pogadać o lotnictwie.
Wiadomość o jego śmierci z niewymownym żalem przyjęli ci z nas, którzy "pod" głosem pana Jana dorastali, a dla których już jego odejście z TVP 26 listopada 1996 roku było stratą. On sam pod koniec życia był swoim ulubionym medium mocno rozczarowany:
- Telewizja powinna nieść radość - żalił się. - A przecież teraz, gdy włączy się telewizor, ma się wrażenie, że świat to wyłącznie katastrofy, wypadki i zbrodnie.
Jak zaczynał? Od starego kościoła, nudy i... dobrego pomysłu. Skończył wydział architektury Politechniki Warszawskiej. Były wczesne lata 50., świat wydawał się szary, Zenon (bo tak miał na imię) pomagał razem z ojcem, jak on architektem, restaurować Kościół Garnizonowy przy ulicy Długiej. Wtedy to, nudząc się niemiłosiernie, znalazł w "Expressie Wieczornym" ogłoszenie. Szukano kandydatów na spikerów.
- Poszedłem, nie wahając się, choć też nie przypuszczając, by miało z tego wyniknąć coś na całe życie - przyznał. Telewizja nie była taka, jak dzisiaj. Stały program nadawano przez trzy godziny, we wtorki i piątki - z Doświadczalnego Ośrodka Telewizyjnego przy ulicy Ratuszowej.
Na eliminacje stawiło się około dwóch tysięcy śmiałków. Wysokiemu, kulturalnemu blondynowi o pięknym, głębokim głosie, prowadzący "casting" Adam Hanuszkiewicz postawił zadanie: - Niech Pan sobie wyobrazi, że jest awaria i że trzeba "wypełnić" dziurę w programie - poprosił, myśląc pewnie, że młody człowiek sobie nie poradzi.
- Mam dla Państwa dobrą wiadomość. Po przerwie szykujemy rzecz, która na pewno się Państwu spodoba. Otóż Telewizja Polska kupiła w Paryżu serię filmów specjalnie dla panów, które będziemy nadawać codziennie w godzinach wieczornych - zaimprowizował odważnie kandydat na spikera i... stanowisko otrzymał.
Pierwszy swój film - francuską komedię "Wakacje pana Hulot" - zapowiedział 26 listopada 1955 roku.
Stał się tym samym, razem z Eugeniuszem Pachem, jednym z dwóch pierwszych spikerów TVP. Ostatni dyżur miał równo 41 lat później - 26 listopada 1996 roku. - Życzę Państwu dobrej nocy - powiedział, żegnając się z ukochanym zawodem. W latach 70. był prezenterem dziennika telewizyjnego. Bywało, że prowadził programy rozrywkowe - choćby "Turniej miast" i "Dobry wieczór, tu Łódź". Czytał materiały informacyjne w "Sondzie".
Nie wzbraniał się przed przyjmowaniem roli konferansjera w eleganckim garniturze i pod muchą. Całymi latami razem z Krystyną Loską składał życzenia na Boże Narodzenie, z Edytą Wojtczak zaś - na Nowy Rok. To zresztą właśnie Jan Suzin i Edyta Wojtczak na 40-lecie TVP zostali wybrani parą najbardziej lubianych postaci małego ekranu. I nic dziwnego, znali się niezwykle długo i bardzo dobrze, tworząc zgrany duet prezenterski.
Tuż po ogłoszeniu stanu wojennego do drzwi pana Jana zapukał "ośnieżony żołnierz" i zabrał go na Woronicza: - Kto wie, pewnie tak jak innym kazano by mi wskoczyć w mundur. Zadaliśmy wtedy jednak przytomnie pytanie, czy ktoś wyobraża sobie Edytę w mundurze i udało nam się od ich noszenia wymigać.
W politykę mieszać się nie chciał. Na wizji recytował komunikaty wojskowe tak, żeby było widać, że to z kartki, a nie od niego. A filmy z Suzinem-lektorem? Przeczytał ich tysiące! Głos miał magiczny - czarował nim nawet, gdy zdarzały mu się wpadki! Są pewnie wśród Państwa tacy, którzy pamiętają go czytającego "Przylądek strachu" i... dźwięk dyskretnie przewracanych kartek, dobiegający zza ekranu. Niewybaczalne? Wręcz przeciwnie! Sam w filmach grywał rzadko, a jeśli, to... spikerów.
- Kiedyś praca była bardziej nerwowa niż dziś, ale dawała dużo satysfakcji, bo spiker brał bezpośredni udział w programie i wiedział, o czym mówi - wspominał już jako emeryt dawne dzieje.
Choć uwielbiał pracę, sam telewizor włączał bardzo rzadko. Własnego zresztą dorobił się dopiero w 1960 roku. Nie chciał oglądać dzisiejszych, według niego miałkich i nieciekawych, programów. Wolał grać w brydża, majsterkować i rozwiązywać krzyżówki.
Zmarł 22 kwietnia 2012 roku po długiej i ciężkiej chorobie. Miał 82 lata.
Maciej Misiorny
-----------------------------------------------------
W poniedziałek, 7 maja 2012, w TVP Historia będzie można obejrzeć film dokumentalny "Telewizja. Historia telewizji. Początki", z udziałem m.in. Jana Suzina.