Jacek Kurowski stawia na Brazylię
Po raz piąty komentuje mistrzostwa świata w piłce nożnej, trzeci raz - w TVP. Jacek Kurowski opowiada o swoich wyprawach do Brazylii, spotkaniu z Pele i miłości do sportu.
Kto wygra mundial?
Jacek Kurowski: - Brazylia. Są zdeterminowani, by zwyciężyć, a finał odbędzie się na słynnej Maracanie w Rio de Janeiro. Podczas mundialu w 1950 roku na tym samym stadionie w ostatniej rozgrywce ulegli Urugwajowi (1:2), wtedy na trybunach mecz oglądało blisko 200 tysięcy widzów! Ta porażka do dziś jest drzazgą w sercu każdego Brazylijczyka.
Odwiedził pan Brazylię?
- Byłem dwa razy. Pierwszy raz pojechałem, by przeprowadzić dla TVP wywiad z Pele. To było dla mnie wyjątkowe przeżycie. Spotkaliśmy się w Sao Paulo i rozmawialiśmy prawie godzinę. Legendarny piłkarz okazał się człowiekiem otwartym, ciepłym, pogodnym i lubiącym ludzi.
A druga wizyta?
- Wiosną tego roku oglądałem dziewięć stadionów specjalnie wybudowanych na mundial. Rozrzucone są po kraju, do pokonania miałem ponad 3 tysiące kilometrów.
Rzeczywiście Brazylijczycy są tak spontaniczni i serdeczni?
- To niezwykle pogodni ludzie, ale nic dziwnego, bo żyją w pełni słońca. Są życzliwi, pomocni i muzykalni. Avenida Paulista, główna ulica Sao Paulo, rozbrzmiewa muzyką, a kolorowy tłum wiruje w tańcu. Byłem zaskoczony, że nie gra się samby, tylko muzykę świata, a wieczorami tańczy się... argentyńskie tango.
Sprobował pan samby?
- Do tego tańca nie mam talentu. Zmierzyłem się z typowo brazylijską capoeirą, ale to też nie dla mnie.
Zostaje tango...
- Tak. Do klasyki mi najbliżej.
Wracając do piłki, w Brazylii pojawiły się głosy protestu przeciwko mundialowi.
- Oni kochają futbol i swoich piłkarzy, ale nie do końca popierają ideę organizacji mistrzostw świata właśnie u nich. Tam jest duża bieda, a za dwa lata czekają ich także igrzyska olimpijskie w Rio deJaneiro. To wszystko jest kosztowne. Nie mam jednak wątpliwości, że 12 czerwca zapomną o swoich problemach i zanurzą się w futbolu.
A czy pan gra w piłkę nożną?
- Amatorsko. Uwielbiam jeździć na rowerze, pływam. A od momentu, kiedy mój 9-letni syn Maks zaczął trenować koszykówkę, i ja powróciłem do tej dyscypliny.
Ma pan jeszcze drugiego syna...
- 4-letni Ksawery to małe tornado, ciągle jest w ruchu.
Jest pan jednym z gospodarzy mundialowego studia w TVP. Jak wyglądają pana przygotowania?
- Jeśli chodzi o mistrzostwa świata, to praca rozłożona jest na... 4 lata. Patrzę, co dzieje się w narodowych drużynach, śledzę losy zawodników, wyniki meczów. Potem zostaje ostatni miesiąc, kiedy trenerzy ogłaszają składy. Końcowy etap to 5-6 godzin przed konkretnym meczem, kiedy zbieram materiał, zaglądam do książek i gazet.
Emocje w studiu są bardzo duże?
- Często jesteśmy podzieleni, kibicujemy innym drużynom. Staramy się być obiektywni, ale czasem emocji nie da się ukryć. Bywa, że merytoryczne przygotowanie schodzi na dalszy plan, bo wydarzy się coś interesującego, co trzeba komentować.
Który to mundial dla pana?
- Trzeci w TVP. Wcześniej, ten z 1998 roku, komentowałem dla TV4, zaś mistrzostwa 2002 roku w Polsacie Sport.
Dużo zaliczył pan wpadek?
- W emocjach nie da się ich uniknąć. Kiedyś zapomniałem nazwiska Darka Dziekanowskiego, który siedział obok mnie w studiu. Była chwila konsternacji. Dobrze, że zauważył, co się dzieje i przedstawił się. Od tego czasu zawsze zapisuję sobie na kartce, kto jest gościem.
Rozmawiała: Ewa Modrzejewska.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!