Dorota Pomykała: Adresów nie podam
Cisza, czyste powietrze, natura - to dla Doroty Pomykały najlepszy azyl. Szczęście jej sprzyja, ponieważ seriale, w których ostatnio zagrała, kręcone były w niezwykle uroczych zakątkach Polski. Zdradza też, dlaczego jest typem samotnicy...
Lubi pani miejsca, w których można się wyciszyć, odpocząć, odetchnąć?
Dorota Pomykała: - Zrobiła mi pani wielką radość tym pytaniem, ponieważ wciąż się zastanawiam, co by tu zrobić, żeby często mieć zdjęcia w plenerach. To cudowne uczucie, gdy w czasie przerwy można wejść do lasu, popatrzeć przed siebie, usłyszeć swoje myśli zatłoczone przez miejski gwar. Ogromnie lubię plenery.
I ma pani do nich szczęście. Serial "To nie koniec świata!" kręcony był w okolicach Białej Podlaskiej, "Blondynka" w rejonie Supraśla, a "Szpilki na Giewoncie" w Zakopanem...
- Tak, rzeczywiście. Aż chce się pracować i oddychać czystym, nieskażonym powietrzem.
Ostatnio może się pani delektować świeżym powietrzem jako felczerowa Eleonora na planie "Blondynki". Piękny zakątek, nie uważa pani?
- Tak. Zwłaszcza że okres zdjęć przypada na wakacyjne miesiące i często sprzyja nam słońce. Jest też wolny czas między zdjęciami na zwiedzanie okolic. A proszę wierzyć... warto.
A prywatnie jakie ma pani sprawdzone miejsca, gdzie można naładować akumulatory?
- Adresów nie podam! (śmiech). Latem zazwyczaj jest to Grecja, aczkolwiek ostatnio również Włochy sprawiły mi dużo frajdy. Oprócz tych sprawdzonych kierunków, bardzo lubię góry. W Zakopanem mam swoje ulubione ścieżki, poznaję nawet krzaki przy kolejnym spacerze...
Rzeczywiście cudowny azyl ciszy i spokoju...
- Każdy oczywiście ma inny. Dla niektórych telewizor może być azylem, bo świetnie się przy nim relaksuje. A mnie zawsze ciągnęło do przyrody i wyciszenia. W Białej Podlaskiej, gdzie kręciliśmy serial "To nie koniec świata!", podczas wieczornego spaceru odkryłam park z pięknym pałacem, gdzie w tej chwili mieści się szkoła muzyczna, i mnóstwo ptaków. Co one się naśpiewały różnych arii! Uzupełniały się ze szkołą muzyczną. Azyle mogą się zdarzać co chwilę (uśmiech).
A nie chciałaby pani prowadzić takiego pensjonatu, jak na przykład pani bohaterka Halina?
- Nie, bo jestem typem samotnicy. W związku z czym w pensjonacie musiałabym nikogo nie przyjmować (uśmiech). Fajnie jest być z ludźmi, ale tak z wyboru, a nie z musu czy konieczności...
I jako "samotnica" prowadzi pani szkołę aktorską ART-Play w Katowicach?
- Tak, ale nie bywam w niej codziennie, tylko raz w tygodniu. Codziennie by mi się opatrzyła, podobnie jak widok gości w pensjonacie, a tak co tydzień mam święto. Poza tym azyl kojarzy mi się nie z ludźmi a z drzewami, plażą, wodą, ciszą. Ludzie takiej ciszy nie dają. Trzeba być z kimś bardzo zaprzyjaźnionym, żeby wspólnie z nim milczeć i się tego milczenia nie krępować.
Z tej szkoły wyszli wybitni absolwenci: Kamilla Baar, Sonia Bohosiewicz, Magdalena Kumorek czy Agata Buzek, a to tylko niektóre z nazwisk...
- Cieszę się i mam nadzieję, że działając z sercem i dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem, przekazujemy im coś wartościowego. Jeśli to doceniają, to największy dla nas prezent i satysfakcja. Od jakiegoś czasu spotykam się też z nimi na planie zawodowym. I to wielka radość dla mnie!
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz.