Reklama

Dorota Gawryluk: Jestem feministką!

Jest jedną z najpopularniejszych dziennikarek telewizyjnych Polsatu. Ma silną osobowość, jest świetnie zorganizowaną profesjonalistką. Ma swój własny, niepowtarzalny styl. Dorota Gawryluk wraca na antenę po urodzeniu córeczki!

Dzieciństwo spędziła w malutkiej górskiej wsi Kamionka Mała niedaleko Nowego Sącza. W wieku 15 lat zamieszkała w internacie w Warszawie, z daleka od rodziny, i właśnie wtedy postanowiła, że... zostanie dziennikarką. I została. Uporem i ciężką pracą osiągnęła status jednej z najlepszych w Polsce dziennikarek telewizyjnych. Prowadzi najważniejszy program informacyjny w Polsacie - "Wydarzenia".

Pół roku temu urodziła córeczkę Marysię. Nie zawahała się zostać drugi raz mamą, choć ma już odchowanego syna Nikona (18 l.), bo uważa, że zawsze można pracę pogodzić z macierzyństwem.

Reklama

I po co to pani było? Zostawać znowu mamą, gdy syn odchowany, a w pracy sukcesy.

Dorota Gawryluk: - Macierzyństwo okazało się momentem zwrotnym. Dzięki Marysi pewne rzeczy mi się przewartościowały.

Może pani powiedzieć jakie?

- Na przykład praca. Poświęcałam jej bardzo dużo czasu. Teraz okazuje się, że tak nie musi być. Macierzyństwo nie przeszkadza, a wręcz pomaga ułożyć pewne sprawy. Im więcej obowiązków, tym lepiej układa się kalendarz.

Czy dobrze zrozumiałem? Pani sobie teraz lepiej radzi, bo... ma mniej czasu?

- (śmiech) Tak. Ale takie właśnie są kobiety, a szczególnie matki. Zawsze potrafią poukładać sobie czas.

Dzięki temu nie zmarnuje się żadna chwila?

- To prawda, ale ja zawsze taka byłam. W ogóle uważam, że kobiety są lepiej zorganizowane. Wynika to z tego, że chcą być w porządku wobec pracodawcy i wobec swojego dziecka. Stąd to kobiece dążenie do perfekcji. A mężczyźni zawsze mają dużo czasu...

Chyba wyczuwam postępujący feminizm!

- Jestem coraz większą feministką!

Czym to się objawia?

- Denerwują mnie mężczyźni na wysokich stanowiskach.

Ci, którzy są wyżej w hierarchii służbowej również?

- Nie, nie, jedynie ci w dużych firmach. Często widzę tam kobiety, które są lepiej wykształcone, ale z niewiadomych powodów ich awans jest blokowany.

Pani szef zna pani poglądy w tej sprawie?

- O, rozmawialiśmy o tym wiele razy i zgadza się ze mną.

Kto zostanie z córeczką kiedy pani wróci do pracy?

- Najbliższa rodzina; moja mama, może i tata też będzie mógł tak sobie ułożyć czas, żeby zostawać z córką.

Stresuje się pani powrotem?

- Mam w sobie duże pokłady optymizmu i radości, których nie było wcześniej. Gdy budzę się rano i widzę uśmiechniętą Marysię, mam natychmiast olbrzymi przypływ sił i chęci do działania.

Naturalny dopalacz!

- Tak, nazywa się "miłość". I daje poczucie, że jest się potrzebnym.

Czuła pani, że nie jest już nikomu potrzebna? Nie wierzę!

- Właśnie czułam się ostatnio w domu taka trochę mało przydatna. Wokół mnie dwóch wysokich mężczyzn - mąż oraz syn Nikon, który jest bardzo samodzielny. W każde wakacje znajduje sobie pracę.

W tym roku również?

- Tak, pracuje jako pomocnik hydraulika. Wstaje bardzo wcześnie rano i wraca późno w nocy, ale jest zadowolony. Zarabia własne pieniądze i planuje zostać inżynierem.

Jak przyjął wiadomość o tym, że już nie będzie jedynakiem?

- Zastanawiałam się, jak to będzie. Tymczasem Nikon przyjął tę wiadomość z ogromną radością. Co prawda patrzy czasem na nią trochę jak na dziwo, ale gdy tylko ma czas, pomaga mi zajmować się Marysią.

A mąż?

- Kompletnie zakochał się w córeczce. Oszalał na jej punkcie.

Jesteście państwo małżeństwem już 18 lat. Jaka jest pani recepta na dobry związek?

- Trzeba znaleźć odpowiednią osobę. A gdy przychodzą trudniejsze chwile, należy ograniczyć ambicje i egoistyczne myślenie.

W związku bardzo rozważna, ale nie stroni pani od przygody ze sportami ekstremalnymi.

- Tak, skaczę na spadochronie. To takie moje niewinne hobby. Oddałam tylko kilka skoków, ale złapałam bakcyla. To są niezapomniane przeżycia. Cały czas się myśli czy ten spadochron się otworzy. Instruktor powiedział mi, że mam predyspozycje. Nie waham się przed skokiem, nie ma we mnie strachu! Ale teraz, gdy mam maleńkie dziecko, już bym nie skoczyła.

Jest pani rozsądną matką.

- Raczej odwrotnie. Zwariowałam na punkcie córeczki. Muszę się pilnować, żeby jej nie rozpieścić.

Jak pani pogodzi pracę z wychowywaniem dziecka? Da się to zrobić?

- Muszę wyrzucić z kalendarza spotkania z przyjaciółkami.

Albo... może lepiej namówić je na macierzyństwo?

- Na pewno bym im tego nie odradzała, gdyby mnie spytały. Jak się takie szczęście przydarzy, to trzeba się bardzo cieszyć i nie martwić o nic, bo wszystko zostanie wynagrodzone przez tę istotę, którą wydaliśmy na świat.

A doradziłaby im pani także rezygnację z pracy?

- Ależ nie wolno rezygnować z pracy, kobieta musi być samodzielna. Wszystko da się pogodzić. I to teraz, gdy nastawienie pracodawców jest lepsze niż kiedyś.

Przynajmniej tak jest ponoć w Polsacie. A czy wymyśliła już pani jakąś specjalną kreację na dzień swego powrotu?

- To będzie niespodzianka. Jestem kobietą, która lubi o siebie dbać. Gdybym miała więcej czasu, zajmowałabym się głównie tym, jak wyglądam. Na szczęście mam go mniej. Bo jestem szczęśliwą mamą.

Rozmawiał Michał Wichowski

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: feministka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy