Reklama

Dorota Chotecka: Mama, żona, aktorka

Był czas, gdy myślała, że szczęście opuściło ją na zawsze. Dziś los znowu do niej się uśmiecha.

Mówi, że miłość to najtrudniejsza i najpiękniejsza rzecz, jaka jej się przydarzyła. Żaden zawodowy sukces, satysfakcja, którą daje na przykład rola w serialu "Ranczo", nie może się równać z radością, jaką niesie udane życie rodzinne... Dorota Chotecka (49 l.) jest o tym przekonana.

Był styczeń 2003 roku. Po wypadku samochodowym życiowy partner aktorki, Radosław Pazura (45 l.), trafił w stanie krytycznym do warszawskiego szpitala. W tym czasie pani Dorota przygotowywała się do wejścia na plan serialu. Zadzwonił telefon. Aktorka wybiegła z planu i w ciągu kilkunastu minut znalazła się już na oddziale intensywnej terapii. Ktoś powiedział: "Jego godziny są policzone". Ona jednak nie przestała wierzyć, że to możliwe, by wyszedł cało z wypadku.

Reklama

- Usiadłam w kącie i modliłam się o cudowne uzdrowienie. Tylko tyle mogłam zrobić. Dla niego. Dla siebie - wspomina gwiazda.

Kolejne dni spędziła przy łóżku ukochanego. Miłość jej życia była w śpiączce. Zaczęło do niej docierać, że być może nigdy nie będzie taki, jak przedtem. Że ich życie może się zmienić i teraz będzie toczyło się już tylko za murami szpitali i ośrodków rehabilitacji. - Lekarze nie dawali dużej nadziei, że będzie zdrowy - wspomina aktorka.

To był dla niej czas próby. Uświadomiła sobie, że bez ukochanego Radosława jej życie nie będzie pełne, szczęśliwe. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego jeszcze się nie pobrali? Byli ze sobą ponad 10 lat, razem mieszkali, a jednak... Gdy on trzy razy się oświadczał, ona przyjmowała pierścionki i mówiła: "Tak, ale kiedyś, nie teraz".

- Zrozumiałam, że błądziliśmy. Nasze życie zaczęło kręcić się wokół spraw zawodowych i zarabiania pieniędzy - wspomina aktorka w wywiadzie. To była ślepa uliczka. - Ale po wypadku przewartościowałam wszystko. Świat zewnętrzny przestał istnieć. Zrezygnowałam ze wszystkich propozycji zawodowych, do których przygotowywałam się od miesięcy. Wróciłam do pracy dopiero po trzech. Dnie i noce spędzałam przy Radku - dodaje.

Dramatyczne wydarzenia zawsze mogą być początkiem nowej drogi. Pani Dorota jest przekonana, że to właśnie niebezpiecznemu wypadkowi zawdzięcza wewnętrzną przemianę. Zapragnęli mieć dziecko. Ale im bardziej pragnęli, tym większe pojawiały się problemy. W końcu jednak pojawiła się nadzieja.

- Pierwszy znak dał nam ksiądz Jan Twardowski. W prezencie ślubnym dostaliśmy jego tomik poezji z dedykacją, w której przepowiedział, że będziemy mieli dziecko - wspomina aktorka.

Przyjście na świat córeczki Klary sprawiło, że jej życie nabrało innego wymiaru. Dziś mówi, że jest pełne i uporządkowane. - Jestem przede wszystkim mamą, żoną, dopiero potem - aktorką. I nigdy bym tej kolejności nie zmieniła - zapewnia artystka.

Klara ma dziś osiem lat, chodzi do szkoły. Jest śliczną, radosną dziewczynką, utalentowaną artystycznie, jak jej rodzice. Pani Dorota nie snuje jednak planów na temat przyszłości swojej jedynaczki. Klara nie musi zostać aktorką... - Najważniejsze jest to, żeby była szczęśliwa. Niczego bardziej nie pragnę - przekonuje.

ZR

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Na zawsze | Dorota Chotecka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy