Beata Ścibakówna: W "Skazanych" dała się oszpecić
Zazwyczaj gra kobiety piękne i bogate. Dla roli Anny dała się jednak oszpecić. - Ta praca sprawiła mi dużo satysfakcji - przyznaje Beata Ścibakówna.
Jako jedyna spośród czterech poznanych już bohaterek serialu "Skazane" gra Pani matkę więźnia. W dodatku to ona spowodowała, że się tam znalazł, bo doniosła na niego.
Beata Ścibakówna: - Co zdecydowanie pogłębia tragizm tej postaci, uwikłanej w konflikt pomiędzy poczuciem respektowania prawa a miłością do syna, Olafa (Rafał Fudalej), pozostającego z nim na bakier. Tak naprawdę niewiele wiemy o Annie. Jest wdową, która mieszka w zaniedbanym domu, ma stare auto, porusza się wszędzie z nieodłącznym psem. Zamknięta w sobie, samotna z powodu dystansu, jaki stwarza. Pobyt jedynego dziecka w zakładzie karnym dostarcza jej wielu trosk i upokorzeń, podobnie jak relacja z nim, niezwykle złożona. Paradoksalnie jednak sytuacja ta sprawi, że Anna zacznie się otwierać na innych, rozmawiać i nabierać sił.
Ta rola kosztowała wiele emocji?
- To była ciężka praca, która wymagała nie tylko skupienia, ale i wyobraźni. A także przełamywania barier wstydu, jak choćby w scenie rewizji osobistej, która w serialu nie była pokazana wprost, ale na planie trzeba było ją odegrać niemal jeden do jednego. Mieliśmy szczęście, że reżyser Łukasz Jaworski jest osobą, która dopracowuje każdy szczegół. Podobnie jak producentka Viola Zaorska. Ona nie odpuszczała, póki nie udało się nam trafić w sedno. Dlatego wspólne konstruowanie, mimo trudów tej roli, wspominam z satysfakcją i wdzięcznością.
Dała się pani do niej oszpecić.
- No tak, dodano mi zmarszczek, cieni i worów pod oczami, jak to bywa u kobiety zmęczonej życiem. Upiornie wyglądałam, lecz jako aktorka znosiłam to cierpliwie - taki zawód. Do tej pory grywałam zazwyczaj piękne, bogate i wypacykowane bohaterki, teraz miałam okazję zmierzyć się z innym wizerunkiem, co mnie cieszy.
Oglądała pani oryginalną, brytyjską wersję zatytułowaną "Prisoners Wives"?
- Tak i byłam w szoku, kiedy zobaczyłam odpowiedniczkę mojej bohaterki. Miała o 10 lat i kilogramów więcej! Zupełnie inaczej wyglądał też tamtejszy Olaf, czyli syn Anny. Nasz jest chyba ładniejszy, czytelniejszy, lepiej dobrany. Miałam zdjęcia próbne z kilkoma kandydatami, myślę, że wybór był trafny. Rafał Fudalej jest zawsze świetnie przygotowany i wielowymiarowy. Jego aparycja sprawia, że wszystkiego się można po nim spodziewać.
Jak ludzie reagują na serial?
- Zazwyczaj pozytywnie. Znajomi dzwonią, piszą SMS-y, że nie mogą się nadziwić mojej metamorfozie. Nie widziałam całości po montażu, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki serialu. Najważniejsza jest dla mnie opinia bliskich, oglądamy go całą rodziną. Mąż (Jan Englert - przyp. red.) nawet na ten czas zrezygnował z Ligi Mistrzów. Nasza 15-letnia Helena reaguje emocjonalnie: - Jak naiwna jest ta Anna! Mąż natomiast przygląda się ze spokojem i komplementuje zarówno moją grę, jak i cały projekt: "To nowa jakość w polskim serialu", stwierdził. Na te słowa czekałam najbardziej (uśmiech).
Zdjęcia skończyły się już pół roku temu, co teraz pochłania panią zawodowo?
- Przygotowania do premiery "Kordiana" w reżyserii Jana Englerta, która odbędzie się w połowie listopada z okazji 250-lecia Teatru Narodowego. Zaangażowany jest cały zespół i będzie to z pewnością ważne wydarzenie artystyczne.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj.