Reklama

Antoni Pawlicki na Karaibach

Lada moment kończy zdjęcia do kolejnego sezonu "Komisarza Aleksa" i wybiera się w egzotyczny rejs po Karaibach. Antoni Pawlicki w przerwie między ujęciami wyznał, co robił w Hollywood, jak radzi sobie z zainteresowaniem paparazzi oraz czym zaskoczy nas w nowym serialu... psychologicznym.

Fani "Komisarza Aleksa" z niecierpliwością czekają, by między granym przez pana Orliczem a Lucyną (Magdalena Walach) zaiskrzyło. Czy mogą na to liczyć?

Antoni Pawlicki: - Między nimi iskrzy coraz bardziej. Niemniej są to dwie nadzwyczaj silne i niezależne osobowości. A jak wiadomo, związku takich ludzi nie buduje się w sposób łatwy, prosty i szybki.

Przez życie Michała przewinęło się już sporo pięknych kobiet. Czy komisarz wreszcie znajdzie tę jedyną?

- W tej serii niestety wciąż nic na to nie wskazuje. Poza tym należy pamiętać, że Orlicz nadal jest w związku z Moniką (Julia Rosnowska), która wyjechała do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kto wie, może jednak nie zakocha się tam w arabskim szejku i wróci do Michała (śmiech)?

Reklama

Nie sposób nie zapytać o liczne sceny miłosne i pocałunki. Czy udział w nich peszy, czy traktuje je pan na równi z innymi zadaniami aktorskimi?

- Spotkanie z pięknymi koleżankami na planie zawsze jest miłą odmianą od morderstw i towarzystwa kolegów grających bandziorów, z którymi dzielny komisarz musi się rozprawić. Zresztą lepiej samemu mieć romans, niż tylko przyglądać się temu, jak romansuje Alex z Maliną, prawda?

Czy odkąd zaczęła się pana przygoda z "Komisarzem Aleksem", czuje pan na swoich plecach oddech paparazzich?

- Nie za bardzo. Uważam, iż zainteresowanie smutnych panów w samochodach z przyciemnianymi szybami tylko w bardzo niewielkim stopniu zależy od tego, w czym się gra. Zdecydowanie większe znaczenie ma tu częstotliwość pojawiania się na rozlicznych bankietach, rautach i ściankach, jak również częstotliwość udzielania wywiadów i wypowiedzi do gazet plotkarskich.

Czy czasem nie ma pan ochoty stać się niewidzialny?

- Szczerze? Muszę przyznać, że spotkania z moimi fanami zazwyczaj są bardzo miłe. Choć czasem, gdy na przykład dopada mnie chandra czy kiepski humor, bo jak każdy człowiek miewam takie stany, mam ochotę na odrobinę prywatności. To rzadkie chwile, kiedy wolałbym pozostać nierozpoznany.

Wielu pańskich kolegów marzy o spróbowaniu swoich sił w Hollywood. Pan nie ulega tej pokusie?

- Byłem ostatnio w Kalifornii na zaproszenie Polskiego Festiwalu Filmów Fabularnych. Tam bez ustanku świeci słońce i trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku panuje lato. Wcale więc nie dziwię się ludziom, którzy chcieliby tam mieszkać. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że o pracę tam bardzo trudno, a bariera językowa nie jest łatwa do pokonania. Dlatego myślę, że Kalifornię będę odwiedzał tylko w wakacje, żeby posurfować na desce i powylegiwać się na słynnych plażach Malibu.

Niebawem kończą się zdjęcia do siódmego sezonu "Aleksa". Urlop pewnie od dawna ma pan zaplanowany? Dokąd się pan wybiera?

- Owszem, w lutym wybieram się na rejs po Karaibach. Będzie to jeden z etapów trwającego dwa lata rejsu dookoła świata, który odbędzie się na starym drewnianym jachcie Zjawa IV i ruszy śladami Władysława Wagnera - pierwszego Polaka, który opłynął świat. Etap, na który zamierzam dołączyć, wiedzie z Wysp Dziewiczych na Jamajkę.

Czy wciąż znajduje pan czas na treningi Krav Magi?

- Niestety, cierpię na chroniczny brak czasu spowodowany intensywnością pracy na planie "Komisarza Aleksa". To nie pozwala mi na regularne treningi Krav Magi. Staram się jednak utrzymywać formę poprzez ćwiczenia w siłowni.

To prawda, że zagra pan w nowym serialu?

- Tak. Niestety, na tak wczesnym etapie nie mogę zdradzić, co to za projekt. Mogę jedynie powiedzieć, że będzie to - w przeciwieństwie do "Komisarza Aleksa" - serial skierowany głównie do widzów dorosłych, a moja rola w nim - mam nadzieję - zaskakująca.

Rozmawiał Karol Borowy.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama