Anna Karczmarczyk: Siniaki, krew, pot i łzy
Ta delikatna blondynka ma w sobie wielki pociąg do ekstremalnych wyzwań. I nietypowe zainteresowania - zgłębia tajemnice wampirów!
Kiedy "Na dobre i na złe" debiutowało na ekranie, pani miała 8 lat. Oglądała pani?
Anna Karczmarczyk: - Nie oglądałam, rodzice wychowywali nas bez telewizji, mimo że w domu był telewizor.
Dzisiaj jest pani częścią ekipy - jak panią przyjęto?
- To bardzo otwarci ludzie. Przyjmują nowego człowieka od razu jako partnera, motywując go do pracy. Nigdy nie było między nami większych nieporozumień, wszyscy staramy się być profesjonalni.
Pani bohaterka Ola została mamą. Jak się pani gra z niemowlakiem?
- Na początku byłam przerażona, bo to dla mnie nowa sytuacja. Nie mam własnych dzieci - na razie! Przy Tosi uruchomił mi się instynkt macierzyński i starałam się robić wszystko, by czuła się bezpiecznie. Antonina okazała się wspaniałą partnerką. Kiedy była zmęczona, dawaliśmy jej chwilę odetchnąć i graliśmy dalej.
To zostawmy dzieci i porozmawiajmy o wampirach. Podobno ma pani do nich słabość i sporo może pani o nich powiedzieć?
- Nie przesadzałabym - nie mam doktoratu w tej dziedzinie! Przebrnęłam przez wszystkie części "Zmierzchu" - bardzo rozczulające filmy. Czasem dobrze jest obejrzeć coś tak naiwnego, co zawsze dobrze się kończy. To też jest potrzebne. Przeczytałam sporo książek o tej tematyce, oglądałam dokumenty, paradokumenty... Są sekty, które piją krew - wampiry istnieją. Żeby nie przynudzać opowieściami i przykładami - jestem w temacie, wiem, znam, lubię.
Chciałaby pani zagrać wampira?
- Bardzo!
Przy pani urodzie raczej może pani zostać jego ofiarą...
- Zupełnie bez sensu! To powierzchowne. Niestety, żaden reżyser nie zdecydował się, do tej pory, obsadzić mnie w roli czarnego charakteru. Szkoda, bo bardzo chętnie zagrałabym taką postać. Być może na to nie wyglądam, ale jeżdżę motocyklem, uprawiam kitesurfing, uwielbiam adrenalinę. Siniaki, krew, pot i łzy mi niestraszne.
A propos motocykla - podobno dojeżdża pani nim na plan?
- Tak, chociaż na razie żyjemy w separacji. Kilka miesięcy temu odszedł bardzo mi bliski człowiek - przez motocykl.
Pani też pewnie zdarzyły się jakieś niebezpieczne sytuacje na drodze?
- Tak. Dwa razy położyłam motocykl, raz przeskoczyłam przez skrzyżowanie podporządkowane - nie zadziałały hamulce. Zawsze po takiej sytuacji dzwonię do przyjaciela, by zmobilizował mnie do ponownej próby okiełznania maszyny. Motocykl daje mi wolność, wspaniale jest czuć wiatr we włosach, oglądać wszystko dookoła, nie myśleć o pierdołach, tylko skupić się wyłącznie na jeździe. Tęskno mi też do bardziej ekstremalnych wyczynów, niestety jest mały problem - mam zobowiązania w filmie i teatrze. Ten zawód wymaga zdrowia i kondycji.
Rozmawiała Ewa Gassen-Piekarska
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!