Anna Guzik i jej "Zdrowie na widelcu"
- Promujemy zdrowe odżywianie, które może doprowadzić do spadku wagi. Jednak najbardziej zależy nam, by prezentowane posiłki zawierały jak najwięcej witamin oraz składników odżywczych - zdradza aktorka Anna Guzik, gospodyni programu "Zdrowie na widelcu".
Podobno bardzo nie lubi pani gotować. Skąd zatem pomysł, by krzątać się przed kamerą w kuchni przez parę godzin?
- Kiedy decydowałam się na prowadzenie "Zdrowia na widelcu" wiedziałam, że każdy odcinek programu to dwa kulinarne przepisy. Pomyślałam więc, że nie jest to dużo i bez większych kłopotów dam radę. W efekcie okazało się, że jednego dnia nagrywamy gotowanie do trzech odcinków, a to oznacza dwanaście godzin w kuchni! Przyznam szczerze, że po pierwszym dniu zdjęciowym, kiedy na zewnątrz były 34 stopnie Celsjusza, a ja w pełnym makijażu i nakierowanych na mnie lampach stałam przy bulgoczących garnkach, chciałam zrezygnować z udziału w programie.
Na szczęście tak się nie stało.
- Mój instynkt wołał: - "uciekaj!". Ale ponieważ jestem osobą rzetelną i odpowiedzialną, postanowiłam doczekać do zakończenia sezonu. Później była spora przerwa, troszkę ochłonęłam, a w następnym sezonie mieliśmy już wprawę, zżyliśmy się, a mnie gotowanie zaczęło nawet sprawiać przyjemność. Jak widać, cuda się zdarzają! (śmiech).
Czy przygotowania do programu zajmują dużo czasu?
- To cała logistyka! Zaczyna się od pomysłu - po rozmowach reżyserek z producentką Magdą Kłaczyńską. Potem robiona jest dokumentacja, reżyser pisze scenariusz, konsultuje się z dietetyczką i wymyślają przepisy. Przy realizacji magazynu pracuje sztab ludzi - trzeba znaleźć ciekawe lokalizacje na plenery, odpowiednie sklepy, restauracje. Ja otrzymuję gotowy scenariusz i moim zadaniem jest jak najlepiej przekazać widzom informacje, aby dotarły do nich i zapadły im w pamięć. Ten program to ciężka praca całego zespołu.
Co jest jego głównym atutem?
- Staramy się rzetelną wiedzę opakować w barwną formę ze szczyptą poczucia humoru. Mam wrażenie, że dzięki temu jest lepiej przyswajalna przez widzów. Suche informacje szybko zostałyby zapomniane, a kiedy towarzyszą im ciekawe obrazy, zabawne sytuacje lub komentarze, są lepiej przyswajane.
Co to znaczy jeść zdrowo?
- Przede wszystkim trzeba rozróżnić kuchnię zdrową od dietetycznej. Jedząc dużo można być niedożywionym i odwrotnie. Dlatego zwracamy uwagę na jakość produktów, które lądują w naszych kuchniach i na dietetyczne pułapki, na które każdy z nas od czasu do czasu daje się nabrać. Chipsy i batonik jako przekąska lub, co gorsza, drugie śniadanie dziecka do szkoły to naprawdę zły pomysł. O wiele lepsza będzie kanapka z pełnoziarnistego chleba, najlepiej na zakwasie, z dobrą wędliną i warzywami. A na słodko kawałek gorzkiej czekolady, domowa muffinka albo orzechy, które dodatkowo nakarmią nasz mózg i przyspieszą trawienie.
Jesteśmy jednak krajem o najszybszym "przyroście grubasów". Co według pani może być tego powodem?
- Internet i telewizja jako podstawowe rozrywki sadzają nas przed ekranami na fotelach, więc ruszamy się coraz mniej, jeździmy częściej samochodami, a jemy więcej, bo jest dużo produktów i miejsc, które kuszą. Rodzice wypisujący dzieciom zwolnienia z WF-u też chyba nie zdają sobie sprawy, że wyświadczają swoim pociechom niedźwiedzią przysługę. Równanie jest proste - mniejsze zużycie energii plus zbyt duża dostawa kalorii równa się nadwaga lub wręcz tusza. Ratunkiem jest aktywny tryb życia i zdrowy sposób odżywiania.
A zdradzi pani, co jest jej ulubioną potrawą?
- Jest wiele dań, które uwielbiam, lecz absolutnym numerem jeden jest ta, którą moje kubki smakowe pamiętają jeszcze z dzieciństwa, a mianowicie - kluski na parze! Z sosem jagodowym, truskawkami, jako dodatek do kaczki na wzór czeski - nieważne, zjem je w każdej postaci. Dzisiaj trudno znaleźć je w restauracyjnym czy barowym menu, ale na szczęście jest takie jedno miejsce w Bielsku-Białej, gdzie można ich spróbować.
Rozmawiał Artur Krasicki