Anna Cieślak o "Tańcu z gwiazdami": Okazało się, że niewiele potrafię
- To jest nasz polski Broadway! Króluje przepych i blichtr, ale to właśnie czyni ten program wyjątkowym – przyznaje Anna Cieślak i opowiada o swoich tanecznych zmaganiach w telewizyjnym show "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami".
Nie było łatwo się z panią umówić. W tygodniu plan serialu i treningi, w piątek "Dancing with the Stars. taniec z gwiazdami"", w sobotę też dużo zajęć i treningi. Spotykamy się w niedzielę, oczywiście po treningu!
- Zawsze mi się wydawało, że nie ma nic prostszego od wzięcia udziału w przyjemnym, ładnym dla oka show. Myślałam, że będę chodziła na treningi, nauczę się czegoś nowego, ale przede wszystkim będę się dobrze bawić. Nie przypuszczałam nawet, jak potężnym przedsięwzięciem jest ten program, i jak wiele czasu trzeba poświęcić, by wejść na parkiet.
"Nóżka w prawo, nóżka w lewo" nie wystarczy?
- Absolutnie nie! Faktycznie dosyć mocno przeorganizowałam swoje życie i podporządkowałam je treningom, bo po pierwszych spotkaniach z moim trenerem, Rafałem Maserakiem, okazało się, że niewiele potrafię! Jestem pełna podziwu dla tych, którzy biorą udział w tym programie, bo to, proszę mi wierzyć, nie jest łatwe.
Ale nie żałuje pani?
- Oczywiście, że nie! Jestem szczęśliwa i daleka od narzekania, bo mam niepowtarzalną okazję na chwilę przenieść się do innej rzeczywistości. W programie czuję się jak w przepięknej bajce.
Nauka tańca dla pani była jak nauka chodzenia dla niemowlaka?
- Kiedyś, bardzo dawno temu tańczyłam. Jednak mogę śmiało powiedzieć, że właściwie zaczynam od zera, bo tamten taniec nie miał absolutnie nic wspólnego z tym, co robimy w show.
Ma pani szczęście, bo jest pod opieką znakomitego trenera.
- Myślę, że nie mogłam lepiej trafić. Rafał jest niesamowicie profesjonalnym, a przede wszystkim bardzo cierpliwym nauczycielem. Dzięki niemu dowiaduję się o sobie bardzo dużo. To jest chyba dla mnie najcenniejsze.
To znaczy?
- Wydawało mi się, że aktorzy mają sporą świadomość swojego ciała. Kiedy jednak weszłam na parkiet, okazało się, że ta świadomość ciała w tańcu jest zupełnie inna niż na scenie. Odkrywam siebie na nowo! To jest jak niezwykła terapia poznawcza! (śmiech). Rafał uczy mnie także otwierania się i pokazywania siebie innym. Mimo że jestem aktorką, nie odgrywam postaci na parkiecie. Jestem po prostu tańczącą Anią Cieślak. Na parkiecie szczerość jest niezwykle ważna, bo tak jak kamera wyczuwa fałsz, tak taniec też każdy fałsz obnaża. Rafał jest mistrzem - fakt, ale niektóre poprzednie taneczne partnerki mówiły, że daje maksymalny wycisk. I potrafi doprowadzić do łez.
Był już płacz na treningu?
- Dziesiątki razy już płakałam! Ale nie dlatego, że Rafał jest tyranem. Płaczę dlatego, że jestem świadoma swoich ograniczeń. Na szczęście biegnę wtedy do łazienki, przemywam twarz i wracam na salę trenować dalej.
Jest pani przygotowana na to, że wszystkie "plotkarskie oczy" zwrócone są na program, a więc i ma panią?
- To jest jeden z najbardziej popularnych programów, więc trudno się dziwić, że media, również plotkarskie, interesują się nim. Pocieszam się, że kiedy show się skończy, wszystko wróci na swoje miejsce.
A w którym tańcu Anna Cieślak chciałaby się nam pokazać najbardziej?
- Sama nie wiem, to trudny wybór. Może w tangu? W tangu trzeba mieć pazur i charakter! Ale też w rumbie, sambie, cza-czy, fokstrocie! Chyba we wszystkich chciałabym się Państwu zaprezentować.
Rozmawiała: Ewelina Kopic