Andrzej Deskur: W biskupich szatach
Jego znajomi żartują, że bycie kościelną szychą ma we krwi - wszak jego stryj, po którym odziedziczył imię, był kardynałem. Teraz Andrzeja Deskura możemy oglądać w roli arcybiskupa.
Radzi pan sobie z popularnością?
Andrzej Deskur: - Bez przesady! Nie łażą za mną paparazzi i raczej nie muszę walczyć o zachowanie prywatności - swojej oraz bliskich. Kiedyś tylko dzięki "sławie" złapałem bez problemu stopa. Zatrzymała się furgonetka, z której wychylił się jegomość z krótkim i zwięzłym pytaniem: - Te, z "Na Wspólnej?". Po moim przytaknięciu, od razu załadował mnie na pakę.
Teraz oglądamy pana w "Koronie królów". Jak przygotowywał się pan do zagrania roli arcybiskupa?
- Budując każdą postać, próbuję jak najwięcej dowiedzieć się o swoim bohaterze. Staram się oddać jego wielowymiarowość, bo nikt nigdy nie jest ani czarny, ani biały. Niektórzy się śmieją, że bycie kościelną szychą mam
we krwi - w końcu mój stryj Andrzej Deskur był kardynałem, przyjacielem papieża Jana Pawła II. Jarosław Bogoria, którego gram, to postać dość krystaliczna, ale ja się nie poddaję i coś na niego na pewno jeszcze znajdę.
Co jest głównym atutem serialu?
- Z pewnością charakteryzacja oraz stroje z epoki. To sprawia, że ten serial wyróżnia się na tle innych telenowel. Już samo noszenie kostiumów, szat biskupich, a szczególnie nauczenie się "obchodzenia" w różnych sytuacjach, daje sporo nowych doświadczeń. W końcu nie codziennie noszę sukienki.
Jednocześnie oglądamy pana w "Blondynce". Pana bohater, magister Żyro, to ciekawa postać...
- Można się z niego pośmiać, gdyż bez wątpienia jest dość komiczny. Zadufany w sobie miastowy, czujący się jak książę na folwarku. Do tego szowinista, ignorant w kwestiach ekologicznych i cwaniaczek. Cieszę się, że gram w tym serialu, bo posiada dobry scenariusz, świetną ekipę realizatorów, doskonałe aktorstwo i nasze piękne krajobrazy. W takim zestawie nietrudno o sukces.
Gdyby miał pan podsumować swoje życie z perspektywy ostatnich 20 lat, co by pan odpowiedział?
- W życiu, jak mawiał mój dziadek, największym cudem są spotkania z ludźmi. To na nie ciągle liczę i dzięki nim mam piękne przyjaźnie, do których zaliczam moją żonę. Małżonka-przyjaciel, cóż piękniejszego może się przytrafić?
Jak pan się regeneruje?
- Na pierwszym miejscu zdecydowanie jest spanie! Przed spektaklem potrzebuję zastrzyku energii, dlatego mam zwyczaj robić sobie krótką, że się tak wyrażę, drzemkę mocy. W teatrach często nie przewidziano takich osobliwych przypadków jak ja, więc zdarza się, że zasypiam sobie gdzieś za kulisami na podłodze.
Artur Krasicki