Reklama

Aktor cały czas jest dotykany

Fani przygód bezkompromisowej prawniczki Agaty Przybysz trzymają kciuki za jej związek z mecenasem Dębskim. - Wolę, jak tych dwoje się ze sobą droczy - przyznaje aktorka. - Tak jest ciekawiej.

O co dziennikarze pytają panią najczęściej?

Agnieszka Dygant: - Czy coś wreszcie będzie między Dębskim a Agatą. Pocałują się czy nie? Zawsze wtedy zastanawiam się co powiedzieć, żeby nie zanudzić czytelnika, a kiedy mówię: 'Przecież już się pocałowali' - słyszę: 'No tak, ale chodzi o coś więcej'. Prawda jest taka, że sami nie wiemy, jak scenarzyści rozpiszą ten wątek.

- Dla odmiany my z Lechem Lichotą (serialowy mec. Marek Dębski - przyp. red.) wolimy, gdy nasze postaci się droczą. Agata i Marek zbudowani są na kontraście, tak jest dużo ciekawiej.

Reklama

Agata jest zawsze taka elegancka, starannie uczesana, chodzi w szpilkach. Przypomina pani prywatny styl? Jak się pani ubiera na co dzień?

- Dżinsy, sweter i wygodne duże buciory. Na pewno nie obcasy (śmiech). Jednak ku własnemu zdziwieniu, kiedy przychodzę do pracy na plan dość chętnie zakładam eleganckie koszule i szpilki. Może Agata we mnie wygrywa? Zżyłam się już z panią Przybysz. Tylko toga dość długo mi przeszkadzała, czułam się w niej komicznie - trochę jak ksiądz.

Na ile ten serial poszerzył pani wiedzę prawniczą?

- Powtarzanie niektórych wyrażeń w kolejnych scenach oczywiście sprawia, że zapamiętuję część rzeczy. Rzeczywiście też bardziej niż dotąd interesuję się pracą adwokatów. Ale zdecydowanie nie polecałabym siebie jako dobrego doradcy w sprawach prawnych (śmiech).

Chyba najbardziej żmudne w pracy adwokata jest analizowanie dokumentów i obowiązujących przepisów. A co jest taką uciążliwością w pani zawodzie?

- Stres. Przez cały dzień trzeba być skoncentrowanym, mieścić się w czasie. Na planie obowiązuje duża dyscyplina, wszystko jest wyliczone co do minuty. I tak dzień po dniu, przez parę tygodni czy miesięcy. Aktor cały czas jest dotykany: to stylista poprawia strój, to fryzjer przeczesuje włosy, ktoś poprawia makijaż, ktoś mikrofon...

- Przez to ciągle jest zaburzana przestrzeń prywatna, którą przecież każdy z nas ma. Na początku to jest bardzo fajne, dowartościowujące. Myślisz sobie: 'Wow, ale ze mnie ważna persona'. Trzydzieści osób wokół, żeby nagrać 3 minuty sceny, ale po pewnym czasie to jest bardzo męczące. Nie wiadomo dlaczego, ale to zabiera energię.

A kiedy czuje pani największą satysfakcję z pracy?

- Kiedy odcinek podoba się widzom - to jest moja nagroda.

Rozmawiała Anna Janiak.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Dygant | cały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy