Agnieszka Warchulska: Nie dajmy się zwariować
Przed kamerami czuje się jak ryba w wodzie, a na salony chodzi tylko, gdy musi. Wolny czas najchętniej spędza z mężem i dwoma synami. Niedawno dołączyła do obsady serialu "Na Wspólnej", w którym wciela się w postać przebojowej doktor Lis.
Drażni Panią świat rodzimych celebrytów?
Agnieszka Warchulska: - Przyznaję, że irytuje mnie to, że kiedyś celebrytą - osobą znaną, zostawało się dzięki temu, co się robiło zawodowo w życiu, na przykład jako aktor, piosenkarz czy bardzo dobry prezenter. Jednak teraz funkcjonujemy w świecie, w którym przeważają ludzie mający niewielkie osiągnięcia albo tacy, którzy zabłysnęli czymś jeden raz. Często też ci ludzie mają naprawdę duży potencjał, ale zazwyczaj nic z nim nie robią i ich życie sprowadza się do bywania i pozowania na ściankach w drogich, najczęściej pożyczonych sukienkach i z markową torebką w ręce.
Widzę, że jest pani w tej kwestii dość radykalna.
- Tak, ponieważ potem okazuje się, że nasi widzowie myślą, że my artyści faktycznie tyle zarabiamy, iż stać nas na to, żeby co drugi wieczór pokazać się z nową torebką Chanel, co jest absolutnie nieprawdą. Więc takim zachowaniem sami sobie podstawiamy nogę. I to mnie drażni. Wierzę jednak mocno w starą prawdę, że prawdziwa wartość obroni się sama, nawet w tym dzisiejszym świecie, w którym trzeba się ciągle pokazywać, reklamować i zachwalać.
Niedawno dołączyła pani do obsady "Na Wspólnej". Kim jest grana przez panią postać?
- Gram doktor Dorotę Lis - chirurga kardiologa - wysokiej klasy specjalistkę od operacji małoinwazyjnych. Podobno w tej specjalizacji kobiety zdarzają się niezmiernie rzadko. Kiedyś coś łączyło ją z ordynatorem Ostrowskim (Marek Kalita). Teraz została przyjęta do pracy na jego oddziale i sporo tam namiesza.
Proszę zdradzić, jaką kobietą jest serialowa doktor Lis?
- Przede wszystkim bardzo niepokorną, próbującą zawsze przeforsować swoje zdanie. Wśród współpracowników nie wzbudza wielkiej sympatii, bo często jest bezpardonowa i ostra - taka zołza. Jednak nikt nie może jej odmówić fachowości. Wszyscy szczerze ją za to podziwiają. Z jej punktu widzenia to wiąże ją z doktorem Kamilem Hofferem (Kazimierz Mazur), który jest pod wielkim wrażeniem nowej koleżanki. A ona upatrzyła go sobie i mogę zdradzić, że będzie się między nimi bardzo dużo działo, nie tylko w życiu zawodowym...
Czy w jakiś specjalny sposób przygotowywała się pani do tej roli? Przeszła pani krótki kurs kardiologii?
- Kursu nie przechodziłam, zorganizowałam go sobie sama. Mam taką przypadłość, że nie jestem w stanie zapamiętać tekstu, którego nie rozumiem (śmiech). Tymczasem musiałam zagrać scenę wykładu dla lekarzy na temat operacji małoinwazyjnych, więc wcześniej poczytałam trochę na ten temat, by przynajmniej w jakimś stopniu wiedzieć, o czym mówię. I rzeczywiście, jest to bardzo zaawansowana technika, wymagająca z jednej strony inżynieryjnej precyzji. Z drugiej strony, konieczna jest ogromna wiedza kardiologiczna. Musiałam to sobie trochę przybliżyć, żeby moja postać była dla widzów bardziej wiarygodna.
Pani mąż - Przemysław Sadowski - również jest aktorem. Zdarza się państwu w domu dyskutować o rolach, wytykać sobie jakieś warsztatowe błędy?
- Robimy dokładnie to, co lekarze. To znaczy odcinamy się i zostawiamy pracę poza domem. Nie dajmy się zwariować! Czasem mąż wraca nad ranem z planu zdjęciowego, prześpi się dwie godziny i musi zająć się dziećmi, bo ja właśnie wychodzę do pracy. Jednego z synów musi wyprawić do szkoły, a drugiego odwieźć do niani. Oczywiście nie wykonujemy tak odpowiedzialnego zawodu, jak ratujący ludzkie życie lekarze, ale też wymaga on od nas dużego zaangażowania. Dlatego musimy mieć czas, żeby od niego odpocząć. Przecież nie samą pracą żyje człowiek.
Co zatem z czasem wolnym? Jak go pani spędza?
- Niestety mam go bardzo mało. Właściwie nie pamiętam takich momentów, kiedy mogłam całkowicie nic nie robić. Cały swój wolny czas staram się poświęcić dzieciom, a wieczorami, kiedy one już śpią, sama jestem tak zmęczona, że często zasypiam chwilę po nich (śmiech). Niekiedy udaje mi się wygospodarować chwilę na to, żeby wybrać się na masaż, bo bardzo to lubię i jest to dla mnie świetny relaks. Przyznam, że w nawyk weszło mi bieganie, basen i to jest fajne. Chciałabym jednak mieć więcej czasu na czytanie i bierny relaks, ale z tym niestety jest ciężko.
Rozmawiała Magdalena Gawlikowska.