Agata Kulesza: Rozpoznawalność? Jest przyjemna
Od czasu nagrodzonej przed trzema laty roli w "Róży" aktorka odnosi same sukcesy. I wydaje się, że udział w oscarowej "Idzie" wcale nie stanowi ich apogeum. Teraz oglądamy ją w nowej serii "Krwi z krwi", której reżyser Jan Komasa twierdzi, że Agata Kulesza jest w szczytowej formie i może zagrać wszystko.
Serial "Krew z krwi" powrócił po dwóch latach. Łatwo jest po takiej przerwie wejść w kapcie dawnej bohaterki?
Agata Kulesza: - To nie stanowiło dla mnie problemu. Bo byłam z Carmen na tyle długo, na tyle się z nią zżyłam, że łatwo ją odkopałam w środku i wiedziałam, co to jest za osoba, jaka to postać. Było mi miło, że do niej wracam, bo ją lubię.
Carmen, by chronić dzieci, nie wahała się być okrutna. Czy jest szansa na odwrotną zmianę?
- Nie, przemiana idzie zdecydowanie ku złemu, bezwzględności, pewnej twardości. Ale trzeba pamiętać, jaką Carmen ma motywację, ona naprawdę walczy o życie swoich dzieci i własne. Więc pewne naturalne uczucia musiała zablokować, będąc zmuszoną obracać się w bardzo nikczemnym i okrutnym świecie. Jeżeli nie wyhodowałaby w sobie takich cech, to zginęłaby od razu. I ona, i jej dzieci. Trochę ją to tłumaczy.
Trochę na zasadzie, że jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć też B?
- Oczywiście. Decydując się na coś raz, jeszcze w pierwszym sezonie, nie może się już z tego wycofać, musi brnąć dalej.
Ale te granice przekracza się niezauważalnie dla siebie, prawda?
- Chyba często tak jest, że idziemy coraz dalej i dalej. Nagle okazuje się, że jesteśmy za daleko, skąd nie ma już odwrotu.
Pani bohaterka ma nowego partnera, któremu nie zdradziła prawdy o sobie. Czy można uciec od przeszłości?
- Widać było już w pierwszym odcinku, że nie. Nie mogę teraz zagłębić się w szczegóły całości, ale postać Jana, grana przez Bartka Topę, to ciepły, miły, porządny mężczyzna. Bo tak naprawdę ona ogromnie tęskni za normalnym domem i życiem.
Za co pani lubi Carmen?
- Ona ma dystans, który mi się podoba. Uważam, że to jest rodzaj inteligencji - bardzo dobrze ocenia sytuację, w jakiej się znalazła, i ją analizuje. Tę cechę w niej lubię najbardziej.
Odnoszę wrażenie, że każda pani bohaterka odznacza się takim dystansem.
- Rzeczywiście (śmiech). Więc może po prostu ja go mam. Lubię to też w innych ludziach. Pewien dystans do wszystkiego, co się zdarza dookoła. Trzeba go mieć, bo on nam daje zdrowie.
Podobało się pani, że "Krew z krwi" jest zamkniętym serialem. A tu - drugi sezon. Czyli serial zawsze można otworzyć.
- Ja tego tak nie dzielę. W momencie, kiedy dostałam rolę w pierwszym sezonie, to dla mnie była skończona całość, osiem odcinków. W drugiej transzy jest ich dziesięć i ponownie tak to traktuję. Jeżeli dojdzie do tego, że uda nam się zrobić trzecią część, też tak będzie. W ten sposób myślę i wtedy pracuję jak nad filmem. Zresztą kiedy przystępowałam do części pierwszej, nie wiedziałam, że będzie druga.
Uwielbiam pani rolę w "rodzince.pl". Bywa pani też taka zwariowana jak Maria?
- Nie, chyba nie. Ale z wielką przyjemnością bywam na planie "rodzinki.pl", bardzo to lubię - panuje tam niesamowita atmosfera, świetnie się gra. Lubię Marysię za to, że jest kompletnie kopnięta. Widocznie łaknę czegoś lżejszego po tych wszystkich poważnych rolach.
Powiedziała pani, że szuka w sobie cech swoich bohaterek. Mogłoby się zdarzyć, że jakiejś pani nie odnajdzie?
- Myślę, że my jako ludzie jesteśmy tak skonstruowani, że naprawdę mamy w sobie wszystko. Te poszukiwane na potrzeby roli cechy mogą czasem być bardzo mało wyeksponowane, np. jest to zalążek czegoś, z czym staramy się walczyć, by się nie rozwinęło. Aktor, kiedy buduje jakąś postać, ma cały warsztat ze sobą, w środku.
Wielka niewątpliwie rozpoznawalność stała się dla pani jakimś ciężarem?
- Nie, nigdy mnie źle nie potraktowano i rozpoznawalność jest nawet miła. Kłaniamy się sobie z ludźmi, mówimy "dzień dobry". Nie mam z tym żadnych kłopotów.
Czy popularność filmowa sprawia, że ma pani ostatnio niewiele czasu na grę w teatrze?
- Właśnie wróciłam do teatru, w najbliższym czasie mam dwa przedstawienia "Merylin Mongoł", gdzie gram Innę. Poza tym jestem w trakcie prób do nowego spektaklu. To "Mary Stuart" Wolfganga Hildesheimera w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. 16 maja będę mieć premierę, więc zapraszam do Teatru Ateneum.
Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!