"1983" nie będzie komentował polityki. "Główny bohater chce prawa i sprawiedliwości"
"1983" to pierwszy polski serial Netfliksa, który już wzbudza kontrowersje. Akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, w której żelazna kurtyna nigdy nie upadła.
Taki pomysł na Polskę nie spodobał się prawicy, która ustami Kamila Trzeciakiewicza w "Do Rzeczy" już okrzyknęła serial zdradzieckim, co uzasadniła wpychaniem ojczyzny w ręce komunistów w setną rocznicę odzyskania niepodległości i osobą rozpolitykowanej Agnieszki Holland na stanowisku reżyserki.
Twórcy uspokajają jednak, że "1983", choć przygotowane w gatunku political fiction, nie ma z polityką wiele wspólnego. Zapowiadają za to rozrywkę na światowym poziomie.
Na razie wiemy niewiele. Poznaliśmy głównego bohatera, w którego wciela się Maciej Musiał. Jego Kajtek jest studentem prawa. Spotykamy go, kiedy broni pracę magisterską. Jest sierotą. Jego rodzice zginęli w zamachu terrorystycznym w marcu 1983 roku. To kluczowy dla świata przedstawionego moment, od którego zaczyna się już alternatywna historia Polski, w której Rosjanie w odpowiedzi na zamachy zwiększyli kontrolę nad krajem. W efekcie nigdy nie doszło do upadku żelaznej kurtyny. Komunistyczny świat to jedyny, jaki poznał Kajtek, wychowywany przez babcię z dużą pomocą państwa. Chłopak świetnie się uczy, a w życiu kieruje się szczytnymi wartościami. Wierzy w prawdę.
- Kajtek chce dobrze, ale nie ma świadomości pewnych rzeczy. Zdobędzie ją przez przypadek - zapowiada Musiał, któremu partneruje Zofia Wichłacz. Gra jego dziewczynę, w której ojca wciela się Andrzej Chyra. Jego bohater jest z kolei wysoko postawioną osobą w państwie.
Głównym partnerem Musiała jest jednak Robert Więckiewicz, którego na ekranie zobaczymy w kreacji policjanta z przeszłością. Chce znaleźć i poprowadzić sprawę, która z powrotem przywróciłaby go na stanowisko, jakie stracił. - Z jednej strony on jest lojalny wobec systemu, ale z drugiej strony - innego systemu nie ma i nie wiadomo, czy będzie, więc on nie ma innej perspektywy. Jego lojalność ma jednak swoje granice, które kończą się, kiedy okazuje się, że metody działania przełożonych są nie do końca fair - mówi Więckiewicz.
Aktor zapowiada, że jego bohater będzie swojski. - To nie jest Brudny Harry, bo to nie jest Ameryka - mówi. - Zawsze staram się kreślić swoich bohaterów niejednoznacznie. U tego ukryte pokłady wrażliwości ujawniają się niespodziewanie. To typ dosyć mroczny, który mówi w pewnym momencie, że cała jego rodzina była przeciwna temu, żeby został policjantem. On się z tym zmaga - dodaje.
Bohaterowie wydają się tym ciekawsi, że w związku ze swoim położeniem trudno ich jednoznacznie sklasyfikować, nie sposób powiedzieć, czy robią dobrze, czy źle. - Jak ocenić kogoś takiego, kto stara się, żeby panowało prawo i sprawiedliwość? On wydaje się człowiekiem uczciwym, ale można sobie zadać pytanie, czy on jest po właściwej stronie. Ale to pytanie pojawi się tylko wtedy, gdy jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, i mamy perspektywę, mamy się od czego odbić. Ten człowiek nie zna innej rzeczywistości. On takiego pytania nie może sobie zadać. Jedynie co może, to pytać się o intencje, a intencje ma czyste - kontynuuje Więckiewicz.
Osadzenie akcji w kompletnie innej rzeczywistości i diametralnie innej historii wymogło na aktorach niecodzienny tryb pracy, bo musieli swoje postaci wykreować od zera. - Musiałem stworzyć bohatera i jego wspomnienia. Bardzo mi pomogły ostatnie dwa lata spędzone w szkole w Krakowie. Ustaliłem, co Kajtek wie o świecie, a czego nie wie. On wierzy w system, chce zostać prawnikiem, a być może kiedyś i politykiem. Dopiero kiedy dokonuje pewnego odkrycia, coś w nim pęka, i zaczyna patrzeć na to wszystko, co go otacza, inaczej - mówi Musiał.
Alternatywny świat był wielką atrakcją także dla reżyserek, które nad nim pracowały. Na planie spotkały się Agnieszka Holland i Katarzyna Adamik, które odpowiadały za sformatowanie go, a także Olga Chajdas i Agnieszka Smoczyńska, odpowiedzialne za reżyserię. Każda z nich reżyserowała inny odcinek, a to, które im przepadły, uzależnione było w dużej mierze od ich dostępności. Kalendarzówka w tym przypadku to najtrudniejszy element do zgrania, zwłaszcza, że praca dla Netfliksa jest angażująca.
- Wziąłem udział w "1983" ze świadomością tego, że mogę być mniej obecny w kinie przez dwa albo trzy sezony. Równolegle realizowałem zdjęcia do "The Coldest Game" Łukasza Kośmickiego, ale udało mi się te plany na szczęście pogodzić. Mam wiele projektów na ten i przyszły rok, które chętnie bym zrealizował, ale nie da się robić wszystkiego. Jakoś sobie ten czas muszę po swojemu układać - mówi Więckiewicz.
Aktorzy, którzy przystąpili do pracy nad "1983", musieli od razu podpisać kontrakty na ewentualne kontynuacje. - Musiałem podpisać umowę, zgodnie z którą jeśli producenci zdecydują się na kolejny sezon, jestem zobowiązany wziąć w nim udział, jeśli taka będzie potrzeba - informuje Musiał, który w tym projekcie łączy funkcje aktora i producenta wykonawczego. - Na trzy miesiące przed zdjęciami skupiłem się tylko na aktorstwie, odłączyłem się zupełnie od roli producenta. Musiałem przestać o tym myśleć, żeby skupić się na wątku mojego bohatera - mówi. Z efektu jako producent jest zadowolony: - Realizacyjnie możemy spokojnie rywalizować z "House of Cards", "Narcos" czy "The Crown". Mamy bardzo długą listę postaci, tempo jest szybkie - dużo się dzieje w krótkim czasie, co spowodowało, że nawet małe role grali uznani aktorzy. Przy tym nasz serial jest o tyle wyjątkowy, że nie da się go włożyć w żadne ramy, co jest jego wielką siłą - zapewnia.
Zadowolony jest także Robert Więckiewicz, który widzi duże różnice w pracy przy serialu Netfliksa i innych stacji: - Jeden odcinek serialu w Polsce realizuje się w sześć dni. Tutaj mieliśmy na pierwszy odcinek 14 dni, a na kolejne 11. Materiału jest bardzo dużo, sceny trzeba usuwać, bo kręcimy w formacie klasycznym, który nie może przekraczać godziny na odcinek - mówi.
Optymizm podzielają także reżyserki, którym współpraca układa się razem wyjątkowo dobrze. Chajdas: - Wszystkie gramy do jednej bramki, tworzymy jeden świat, ale każda z nas jest odpowiedzialna za swoje odcinki, nie mamy styczności na co dzień. Natomiast poza planem - na etapie rozmów i planowania dogadujemy się bez najmniejszych problemów. Żadnej z nas nie zależy, żeby robić coś innego, stawiamy na spójność, od pilnowania której są operatorzy Tomek Namiuk i Arek Tomiak. Dla Chajdas projekt okazał się osobisty. - 1983 to rok mojego urodzenia. Akcja dzieje się na przełomie lutego i marca, a ja się urodziłam w lutym. Mówiłam już rodzicom, że to idealny serial dla mnie - śmieje się.
Pytania, które serial stawia, są już jednak jak najbardziej poważne. - Główne pytanie dotyczy tego, co by było, gdyby ustrój się w Polsce nie zmienił, i wszystko było multiplikacją tego, co znamy ze stanu wojennego. My pokazujemy kraj, który technologicznie jest do przodu, ale mieszkańcy poddani są opresji. Ta Polska jest fajna, nie jest tak, że ludzie mają poczucie, że jest im źle. Jest to mocno dwuznaczne. Serial zadaje też pytanie, czy społeczeństwo woli czuć się wolne, czy bezpieczne. Co jest kosztem wolności i swobody? - drąży Chajdas.
Dla scenarzysty Joshuy Longa to kluczowa kwestia: - Pytanie o to, czy ważniejsza jest wolność, czy bezpieczeństwo, szczególnie często pojawiało się w Ameryce po 9/11. W serialu jesteśmy w kraju, w którym bezpieczeństwo jest na najwyższym poziomie. Nie ma takiego państwa na świecie, do którego jesteśmy w stanie je przyrównać. Jest czymś absolutnie osobnym. To, co najbardziej mi się podoba, to, że ten świat jest nęcący, jest w nim dużo pozytywnych elementów. Nie ma w nim biedy, nikt nie umiera z głodu, poziom rozwoju technologicznego jest bardzo wysoki. Jesteśmy w roku 2003, a ludzie używają komórek, które wyglądają jak prototyp iPhone’ów, słuchają muzyki, która jest bardzo antysystemowa - mają ułudę wolności, pomimo tej wolności kompletnego braku - podkreśla.
Long, z pochodzenia Amerykanin, do Polski trafił ze względu na pracę. - Jak to w takich sytuacjach bywa, najpierw zakochałem się w kobiecie, a później w kraju i jego historii - śmieje się. Podczas relaksowania się w barze spotkał Macieja Musiała. Aktor świętował właśnie 19. urodziny, więc była okazja, by sięgnąć po whisky. Panowie szybko znaleźli wspólny język i zaprzyjaźnili się. Musiał poprosił Longa, by ten napisał mu scenę po angielsku. Scenarzysta wziął się do roboty. Akcję osadził w alternatywnej rzeczywistości, gdzie komunizm nie upadł.
- Josh wydobył te elementy z polskiej historii, które nam niekoniecznie wydają się interesujące, a dla świata są super ciekawe - zaznacza Musiał, który w pomysł przyjaciela wszedł od razu. Równolegle zainteresowali się nim Netflix i Agnieszka Holland, wreszcie uzgodniono, że to ona go wyreżyseruje i sformatuje, bo trzeba było zaadoptować do Polski dialogi, napisane przez Longa po angielsku, choć wątki są nie tylko w języku polskim. Merytorycznie nie było się do czego przyczepić, bo Long miał konsultantów i historycznych, i politycznych.
Chociaż Agnieszka Holland jest reżyserką zaangażowaną w sprawy kraju, "1983" ma być zwolniony z aluzji do współczesności. - To jest alternatywna historia, która jest osadzona na początku XXI wieku. Są referencje do tego, co działo się wtedy na świecie, ale odniesienia są tylko do tamtych czasów, do współczesności nie - mówi Chajdas, która nie ma wątpliwości, że mimo to serial będzie inaczej odbierany w Polsce, a inaczej za granicą. - Dla nas celem tego serialu była fantastyczna rozrywka. A co już jakaś osoba wyciągnie z tego i jak spojrzy, to już zależy od każdego człowieka osobno. Serial został napisany przez Amerykanina, który kocha Polskę i chce dla niej jak najlepiej, to pewne - ucina wątek Musiał.
Tak czy inaczej, "1983" ma zagwarantowane miejsce w historii polskiego kina. I to nie tylko ze względu na to, że jest pierwszą nadwiślańską produkcją Netfliksa, ale też z tego powodu, że reżyserują go wyłącznie kobiety. - Ja takiej kumulacji kobiet na jednym planie filmowym jeszcze nie przeżyłem - podsumowuje Więckiewicz, który wierzy, że produkcja znajdzie fanów nie tylko w Polsce.
Wtóruje mu Musiał: - Staramy się, żeby ta historia była jasna, niezależnie od tego, czy widz jest z Alaski, czy z Korei Południowej. Netflix cały czas uczestniczy w procesie powstawania scenariusza, był cały team w Stanach, który nad nim siedział. Były takie sytuacje, że musieliśmy nakręcić alternatywne sceny. Nie wiedzieliśmy, które zostaną użyte, co dla aktora jest dodatkowym wyzwaniem. Ale świadomość, że serial pójdzie na cały świat, spowodowała, że chcieliśmy dać z siebie wszystko - mówi.
Teraz pozostaje tylko czekać na zainteresowanie widzów. Jeśli to się pojawi, to drugi sezon mamy jak w banku, co potwierdzają słowa Longa, który na pytanie o to, czy mamy do czynienia z zamkniętą całością, odpowiada: - Zamykamy pewne wątki, ale historia jest otwarta. Musimy zostawiać furtkę do kolejnych sezonów. Takie są zasady Netfliksa.
***
Premierę serialu zaplanowano na 30 listopada 2018 roku.