"Żużel": Premiera po latach [recenzja]

Tomasz Ziętek w scenie z filmu "Żużel" /Copy Kid Film /materiały prasowe

O "Żużlu", najnowszym dziele Doroty Kędzierzawskiej, po raz pierwszy zrobiło się głośno latem 2019 roku. Okazał się on wówczas jednym z czterech filmów, których nieuwzględnienie w konkursie głównym festiwalu w Gdyni, wywołało skandal. Chociaż ostatecznie zostały one później włączone do programu imprezy, na wniosek producentów "Żużel" wycofano z powodu niezakończonych prac nad nim. Film pojawił się w kolejnej edycji festiwalu, z powodu pandemii przeniesionej w całości do internetu. Tym razem także prawie nikomu nie było dane go zobaczyć - producenci nie zgodzili się na pokazy on-line, mimo że "Żużel" brał udział w konkursie głównym. W końcu, po dwóch latach, festiwalowy film-widmo trafia do szerokiej dystrybucji. Do całej sytuacji doskonale pasuje określenie "wiele hałasu o nic".

Głównym bohaterem obrazu Kędzierzawskiej jest Lowa (Tomasz Ziętek), młody zawodnik jednej z pomniejszych drużyn żużlowych. Chłopak jest opoką ekipy, odnosi liczne sukcesy i ma szansę stać się jednym z najlepszych. Większość go podziwia, niektórzy - jak Riczi (Mateusz Kościukiewicz) - zazdroszczą mu. Pasji chłopaka nie podzielają jego matka i siostra, interesujące się jedynie jego zarobkami. Nagle w życiu Lowy pojawia się Roma (Jagoda Porębska), a wraz z nią uczucia, których ten dotychczas nie znał - niepewność i strach.

Reklama

Filmowi Kędzierzawskiej najbardziej ciąży - co nader częste w polskich produkcjach - scenariusz, a właściwie jego brak. Wraz z kolejnymi scenami spędzonymi z Lową uderza, że wciąż nie wiemy, do czego właściwie dąży bohater. Nie ma żadnej stawki - nie wiemy, czy kolejne zawody to rozgrywki lokalne, czy krajowe, czy jego drużyna walczy o awans lub udział w międzynarodowej imprezie. Ot, są kolejne zawody, Lowa raz wygrywa, raz przegrywa, raz się smuci, raz się cieszy.

Równie niewiarygodnie wypada otoczenie głównego bohatera. W pierwszych scenach poznajemy jego kilkuosobowy zespół, który szybko zlewa się w jedną masę. Wyróżnia się jedynie Riczi - raz, że grany przez rozpoznawalnego aktora, dwa, że zwykle stojący w opozycji do reszty drużyny. Kompani Lowy są do tego stopnia jednakowi, że gdy w pewnym momencie dowiadujemy się o śmierci jednego z nich na torze, dłuższą chwilę zajmuje przypomnienie sobie, o którego chłopaka właściwie chodzi. Nie pomagają wymuszone "luźne" rozmowy między młodzieńcami, przez sztuczne dialogi podbijające raczej wrażenie nierealności. Należy wspomnieć, że czasem nie da się zrozumieć, co właściwie mówią bohaterowie. Kłania się udźwiękowienie, kolejna stała bolączka polskiego kina.

W końcu bezkierunkowy jest także związek Lowy i Romy. Początek ich relacji jest bardzo umowny, a zachodzące w niej zmiany niepodyktowane tym, co widzieliśmy we wcześniejszych scenach. Boli to, tym bardziej, że aktorzy starają się, jak mogą. Szczególnie Ziętek, łączący zawadiacki charakter z zagubieniem i poszukiwaniem własnego miejsca. Jego kreacja nieco uwiarygadnia Lowę - ale w starciu z takimi brakami w tekście aktor jest z góry na przegranej pozycji. Szkoda, ponieważ udowodnił on już wielokrotnie - m.in. w "Bożym Ciele" i "Jak najdalej stąd" - że z dobrym tekstem nawet z małej roli potrafi zrobić widowisko.

Realizacyjnie jest nierówno. Kędzierzawska jest o wiele lepszą reżyserką niż scenarzystką, a jej dokumentalny styl wspaniale współgra ze zdjęciami Artura Reinharta. Niestety, sceny wyścigów wypadają odpychająco. Straszą komputerowymi efektami, nie dając przy tym namiastki poczucia szybkości, nie mówiąc już o dreszczyku emocji. Koniec końców, "Żużel" nie sprawdza się jako opowieść o pierwszej miłości, dorastaniu lub sporcie. Szkoda aktorów, szkoda ciekawego tematu.

3/10

"Żużel", reż. Dorota Kędzierzawska, Polska 2020, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 16 lipca 2021 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Żużel (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama