Reklama

Zbaw mnie ode złego filmu tego

"Zbaw mnie ode złego" ("My Soul to Take"), reż. Wes Craven, USA 2011, dystrybutor Monolith Films, premiera kinowa 18 lutego 2011 roku.

Pół dekady minęło, odkąd Wes Craven zrobił swój ostatni horror (nieudana ''Przeklęta''), a naprawdę ważny film twórcy ''Ostatniego domu po lewej'' powstał w połowie lat 90. Czy właśnie spadkowa forma reżysera sprawia, że Craven, decydując się na odświeżenie serii ''Krzyk'' (premiera ''czwórki'' w kwietniu), liczy na sukces sprawdzonej formuły? Fatalna porażka ''Zbaw mnie ode złego'' zdaje się tę tezę potwierdzać.

Intryga w ''Zbaw mnie...'' skupia się na grupce siedmiu nastolatków, która w 16. rocznicę śmierci seryjnego mordercy obchodzi jednocześnie swoje urodziny. Happenning a'la halloween kończy się fiaskiem - policja przerywa igraszki z diabłem, zanim jeden z jubilatów zdoła symbolicznie pokonać kukłę psychopaty. Legenda miejska głosi, że przez to zaniedbanie zabójca może powrócić - jako żywy (jego ciała nigdy nie odnaleziono) lub wcielając się w jedną z młodych osób. Standardowo, jeden po drugim, dzieciaki z nieszczęsnej siódemki zaczynają padać trupem.

Reklama

Craven zrobił film staroświecki - i nie byłoby w tym nic złego, gdyby w sztampową fabułę tchnął choć trochę życia, odrobinę emocji, grozy, humoru. Inspiracją dla reżysera mogły być znakomite ''Wrota do piekieł'' (2009), tylko że Sam Raimi, wracając do swoich korzeni (film jest rodzajem auto-hołdu dla produkcji pokroju ''Evil Dead'') miał jednocześnie świadomość, że horror przez ćwierć wieku rozwinął się i zmienił formułę. Craven, sklecając swój pastiszowy teen slasher z klisz ze swoich własnych filmów, doprawiając je jednocześnie nastoletnim kinem z lat 90. (jesteśmy gdzieś pomiędzy ''Beverly Hills 90210'' a ''Clueless'') zachował się, jakby w nosie miał cały progres gatunku, którego był kiedyś spiritus movens.

Snuje się więc ten film przez niemal dwie godziny, choć gdyby przysiąść nad taśmą z nożycami, można by go spokojnie o więcej niż kwadrans okroić. Fabuła nie oferuje bowiem prawie żadnych twistów, jest przewidywalna do bólu, a wszelkie innowacje w historii prowadzą raczej do poirytowania widza, niż do wzbudzenia choćby cienia zainteresowania opowieścią. Rozwiązanie zagadki, jeżeli ktoś widział choćby jeden z ''Krzyków'', też nie przyniesie większego zaskoczenia.

Cóż więc z tego, że mamy bagaż nawiązań, kilka ładnych buziek i tępych osiłków z poderżniętymi gardłami. Podobny film nawet w latach 80., w czasach największej popularności gatunku, nie zrobiłby na nikim specjalnego wrażenia. Craven powinien się zacząć oglądać na te kraje i rejony, które obecnie wiodą prym w kinie grozy: Francję, Filipiny, Skandynawię. Albo na rodzimy survival. Jeżeli zapatrzony w swoje anachroniczne już nieco dokonania reżyser tego nie zrobi, może skończyć jak nasz rodak, Krzysztof Zanussi, a ''Krzyk 4'' będzie ''eksperymentem'' pokroju ''Rewizyty''.

2,5/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Zbaw mnie ode złego"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ODO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama