​"Z daleka" [recenzja]: Mężczyzna i chłopiec

Kadr z filmu "Z daleka" /materiały prasowe

Ta historia tylko z pozoru wydaje się prosta, w jej wnętrzu czeka na widza więcej niż się wydaje. To nie jest tylko zwykły romans. Pachnie tu tajemnicą, może zbrodnią, na pewno skandalem.

Armando jest bogatym starszym panem, który ma nietypowe hobby - lubi zapraszać do siebie młodych chłopców. Obserwuje ich uważnie na ulicy, skrupulatnie wybiera, psychopatycznie śledzi, a ostatecznie oferuje pieniądze - to wabik, którym kusi. W domu każe im zdjąć koszulkę i opuścić spodnie. Armando tylko patrzy - nie robi nic więcej. Ta chwila intymności i obcowania z młodym ciałem wystarczą, by starszy pan osiągnął satysfakcję.

Pewnego dnia na ulicy w Caracas Armando znajduje nieokrzesanego i odważnego Eldera. Chłopak idzie za Armando, przyjmuje pieniądze, ale zamiast robić to, co każe starszy pan - bije go, okrada i ucieka. Wydawałoby się, że to jednorazowy przypadek i Armando więcej nie popełni tego błędu, ale jednak szuka kontaktu z chłopakiem, a Elder próbuje to wykorzystać. Wyciąga od staruszka pieniądze na nowy samochód, nowe ubranie, jedzenie. Wydaje się, że starszy pan stracił rozum i rozsądek. Może się zakochał?! Dziwna, interesowna relacja trwa dalej, dokąd zmierza?

Reklama

Gdzieś w tle ukazuje się i znika jak duch i zmora z przeszłości starszy, siwy mężczyzna, którego Armando nazywa ojcem. Nie wiemy o nim zbyt wiele, poza tym, że Armando nie chce go znać. Domyślamy się, że mają za sobą trudną relację.

Na początku przypisanie bohaterom ról "wykorzystującego" i "wykorzystywanego" nie sprawia większego problemu - relacja między mężczyznami wydaje się skomplikowana, ale w miarę jasna. Dopiero wraz z końcem filmu dostrzegamy tekst drobnym druczkiem i pułapkę, którą zastawił na nas scenarzysta - nie wszystko jest tym, czym się wydaje. Pojawiają się napisy końcowe, a w głowie wciąż pozostają pytania i nie ma na nie odpowiedzi, są tylko domysły.

"Z daleka" to opowieść o seksualnej relacji młodego chłopaka ze starszym mężczyzną, z bliska zauważamy, że seks nie jest tu najważniejszy, jest coś więcej - pytanie tylko co? I co jest prawdziwe, a co wystudiowane? Mistrzowski scenariusz dość niepostrzeżenie i niespiesznie zaczyna wciągać nas w wir zdarzeń, z każdą minutą coraz bardziej. Romans ewoluuje w kryminał, którego zakończeń w głowie urodzi się przynajmniej kilka. Technicznie film jest przemyślany i dopracowany. Płytka głębia ostrości kamery nie pozwala nam zobaczyć nic, czego nie zaplanowałby operator z reżyserem. Wydaje się, że widzimy to, co najważniejsze - dwójkę głównych bohaterów. Reszta jest bardzo niewyraźnym i nieznaczącym tłem. Alfredo Castro w roli Armanda jest niesamowity - hipnotyzuje spojrzeniem, a jednocześnie przeraża - jego twarz momentami przypomina maskę, z której trudno cokolwiek wyczytać. Wtedy w głowie pojawia się pytanie, kim jesteś Armando?

Pozornie prosta, ale pełna dwuznaczności, opowieść o relacji męsko-męskiej, zdobyła główną nagrodę na 72. Festiwalu w Wenecji. Wenezuelski debiutant nie był faworytem, a wygrał z filmami Skolimowskiego i Sokurowa. Trudno nie przyznać racji Szanownemu Jury, bo wybrali film nieszablonowy, świeży i świetnie zrobiony.

9/10

"Z daleka" (Desde allá), reż. Lorenzo Vigas, Wenezuela 2015, dystrybutor: Solopan, premiera kinowa: 6 maja 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama