Reklama

Wycinek z "Żywotu świętego"

"Invictus Niepokonany", ("Invictus"), reż. Clint Eastwood, USA 2009, dystrybutor Galapagos Films, premiera DVD i Blu-ray 24 września 2010 roku.

W "Invictusie" Clint Eastwood stara się pokrzepić nasze serca historią, jak mądry przywódca kraju, oraz reprezentacja piłkarska, potrafią zjednoczyć skonfliktowany rasowo naród.

Pierwszy oscarowy film hollywoodzkiego twórcy, "Bez przebaczenia" z początku lat 90. XX wieku, w bezlitosny sposób rozliczał się z klasycznym westernem, pokazując Dziki Zachód jako krainę wypraną z jakichkolwiek zasad. Dziś, w dobie "upadku ideałów", przeciwnie, reżyser stara się oferować nam pewne wzory. W "Gran Torino", grany przez niego stary rasista zaprzyjaźnia się z wietnamską rodziną, w najnowszym "Invictusie", pojednanie następuje już w skali makro.

Reklama

Historia oparta jest na faktach. W 1994 roku, po obaleniu rasistowskiego systemu apartheidu, prezydentem Republiki Południowej Afryki, po raz pierwszy wybranym w powszechnych wyborach, zostaje Nelson Mandela. Obejmując urząd, głównym hasłem czyni pojednanie między czarną większością społeczeństwa, a wyzyskującą ją latami, białą mniejszością. Szlachetnemu celowi ma służyć sukces, dotychczas kojarzonej z apartheidem, narodowej kadry rugbistów na rozgrywających się w 1995 roku w RPA mistrzostwach świata. Zespół, którego kapitanem jest Francois Pienaar, początkowo ponosi porażki, zmienia się to jednak, kiedy mobilizować go zaczyna sam prezydent.

Należy postawić sprawę jasno. "Invictus" nie jest filmem biograficznym, opisującym skomplikowane dzieje człowieka, nie bojącym się poruszania tematów kontrowersyjnych, czy stawiania ciekawych hipotez. Najnowsza produkcja Clinta Eastwooda to panegiryk ku czci Nelsona Mandeli, jako przywódcy państwa, który mimo 27 lat spędzonych w więzieniu za poglądy polityczne, decyduje się wybaczyć swoim oprawcom i próbuje nakłonić czarną część społeczeństwa RPA do tego samego.

Oglądając pierwsze sceny wiemy, jak ta historia się skończy. Happy-end jest nieunikniony, społeczeństwo musi się zbratać, symbolizujący do niedawna apartheid policjanci podrzucą do góry ze szczęścia małe murzyńskie dziecko. Clint Eastwood roztacza przed nami wspaniałą, wzruszającą iluzję. Ile jednak jest w niej prawdy, a ile pobożnych życzeń?

W RPA biali wciąż znajdują się w lepszej sytuacji finansowej niż większość czarnego społeczeństwa. Film nie wspomina o wyniszczającej czarnoskórych epidemii AIDS, wzrost przestępczości ( która jest poważnym problemem tego kraju) zbywa jednym, jedynym nagłówkiem gazety, która przechodzi przez ręce Mandeli.

Główny bohater filmu, grany przez Morgana Freemana, to postać brylantowa. Nie popełnia błędów, nie unosi się gniewem, wypowiada sentencje, które można by drukować w zbiorach aforyzmów. Ciekawy, ludzki wątek, opuszczonej przez Mandelę rodziny zostaje szybko urwany. "Nie pytamy go nigdy o rodzinę" - mówi białemu ochroniarzowi przyjaciel Nelsona. Zdanie to uszanowali także scenarzyści filmu. Szkoda.

Chociaż Mandela w wykonaniu Freemana to postać nieomal święta, nie przekracza on niebezpiecznej granicy filmów papieskich. Głównie dzięki świetnemu warsztatowi oraz wczuciu się w odgrywaną postać. Aktor przyswoił sobie akcent, styl mówienia oraz znaną nam z telewizorów mimikę przywódcy RPA. Również nieźle wypadł Matt Damon, jako charyzmatyczny dowódca drużyny rugby. Zresztą, sposób pokazania relacji między tymi dwoma liderami, obok dynamicznie sfilmowanych meczów, to jeden z głównych atutów filmu.

"Invictus" to niezbyt dobra propozycja dla widzów unikających patosu w kinie. Łopoczące na wietrze flagi, pokrzepiające serca przemowy, czy niektóre sceny mogą sprawić, że dwugodzinny film wyłączą przed końcem. Ci jednak, którzy szukają wzorów do naśladowania, a z kina lubią wyjść pozytywnie podbudowani i wzruszeni, powinni zobaczyć najnowsze dzieło Eastwooda. Nelson Mandela to faktycznie bohater naszych czasów. I choć wydaje się, że obraz zyskałby, gdyby pokazał bardziej ludzką twarz prezydenta RPA, to jednak dobrze, że jego ambitny plan scalenia skonfliktowanego społeczeństwa, w ogóle został sfilmowany.

Piotr Klonowski

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Clint Eastwood | film | Galapagos Films | RPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama