"Wonder Woman" [recenzja]: Kobieta z klasą

Gal Gadot w filmie "Wonder Woman" /materiały dystrybutora

Wonder Woman jest dokładnie taką superbohaterką, jaką powinna być. Zdecydowaną, przebojową, do końca wierną swoim wartościom, łączącą niewinność z pewnością siebie. "Wonder Woman" jest dokładnie takim filmem, jakim powinien być. Zabawnym, choć do granic patetycznym, nadrabiającym wady stylem i świetną kreacją bohaterów. Batman i Superman mogą pozazdrościć.

Podobnie jak Zack Snyder w "Człowieku ze stali", reżyserka Patty Jenkins i scenarzysta Allan Heinberg opowieść o narodzinach Wonder Woman rozpoczynają w rzeczywistości znacząco odmiennej od naszej. Przyszłą wojowniczkę (Gal Gadot) poznajemy na Themyscirze, legendarnej wyspie Amazonek, gdzie dziewczyna szkoli się pod czujnym okiem matki-królowej (Connie Nielsen) i jej siostry Antiopy (Robin Wright).

Rajską codzienność księżniczki Diany zakłóca pojawienie się zagubionego Amerykanina - Steve'a (Chris Pine), a wraz z nim tłumu agresywnych niemieckich żołnierzy. Dla Diany wojna, której nagle staje się częścią, jest ziszczeniem mitu o okrutnym bogu sporów - Aresie. By go powstrzymać, kobieta decyduje się towarzyszyć Steve’owi w podróży do opętanej przemocą cywilizacji. Zderzenie z rzeczywistością I wojny światowej jest jednak wyzwaniem, z którym nawet wojownicza Amazonka może sobie nie poradzić...

Reklama

Od czasu ostatniego solowego filmu o żeńskim superbohaterze minęło dwanaście lat. "Elektra" Roba Bowmana nie spodobała się ani krytykom, ani widzom, poniosła wielką finansową klapę i zamknęła drogę na kinowe ekrany kobiecym herosom, zanim jeszcze superbohaterowie zaczęli rządzić w Hollywood. Na twórcach "Wonder Woman" spoczywała więc ogromna presja, by zamazać tę nieciekawą przeszłość, a po ostatnich osiągnięciach: "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" i "Legionie samobójców" trudno było nie mieć obaw o powodzenie tego projektu. Tym większa radość, że "Wonder Woman" to prawdziwy "kick-ass", który filmową konkurencję tłucze na kwaśne jabłko.

Bez obaw, znaki rozpoznawcze kinowego uniwersum DC: wylewający się zewsząd patos, atakujące widza slow motion i CGI, fabułę bardziej dziurawą, niż ser szwajcarski, oczywiście, w filmie Patty Jenkins znajdziemy. Ale znajdziemy też mnóstwo trafionego humoru, znakomite choreografie walk i słynny już motyw muzyczny, który każdą scenę akcji potrafi wznieść o poziom wyżej. Chociaż fabuła jest, delikatnie rzecz ujmując, kulawa, a cały pierwszy akt rozgrywający się na Themyscirze, jakby wyrwany z innego, dużo gorszego filmu, "Wonder Woman" należy do tych skupionych na bohaterze dzieł, o których chce się dyskutować i do których chce się wracać.

Duży udział ma w tym Patty Jenkins. Reżyserka prowadzi Wonder Woman przez kreowany świat z siłą czołgu. Choć dba o elementy wizualne i stylistyczne, ani na chwilę nie spuszcza oka ze swojej bohaterki, jej uczucia i dylematy stawiając w centrum. Najlepiej wychodzą jej te kobiece, intymne fragmenty opowieści, gdy skupia się na emocjach, które targają Dianą. Równie dobrze wypadają sceny, w których wyśmiewa konwenanse, a jej obraz skręca w kierunku okraszonego sporą dawką ironii manifestu feministycznego. Twórczyni filmu "Monster" doskonale wie, jak pracować z aktorami, by wyciągnąć z nich to, czego potrzebuje. Dzięki temu nawet w chwilach zwątpienia, "Wonder Woman" trzyma się na nogach.
 
Drugim filarem filmu jest Gal Gadot, która uczłowiecza swoją bohaterkę w sposób niespotykany w Fabryce Snów. To właśnie jej rola sprawia, że nawet fatalna narracja wprowadzająca, nieumiejętnie wplecione retrospekcje i leniwe rozwiązania fabularne jesteśmy w stanie znieść. Jej Wonder Woman ma taką moc rażenia, że automatycznie budzi nasze uwielbienie, a Gadot potrafi jednym spojrzeniem oddać całą jej niewinność i wojowniczość. Naiwność Diany w zderzeniu z koszmarem wojny jest szczerze poruszająca, ale nie bójcie się - gdy przychodzi do walki, Wonder Woman w pojedynkę potrafi rozgromić setki żołnierzy. Amazonki byłyby dumne.

Dorzucając do tego zabawny i pełen charyzmy występ Chrisa Pine’a, znakomitą chemię między aktorami i niezliczoną ilość one-linerów, "Wonder Woman" wyrasta na prawdziwy hit tegorocznych wakacji. Gdy wyrzuci się wszystkie złe sceny z pamięci, film Jenkins można uznać za początek nowej, "kobiecej" ery w kinie superbohaterskim i wielką nadzieję na przyszłość dla fanów Ligi Sprawiedliwości. Marvelu, strzeż się. DC wstaje z kolan.

7/10

"Wonder Woman", reż. Patty Jenkins, USA 2017, dystrybutor: Warner Bros, premiera kinowa: 2 czerwca 2017 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wonder Woman
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy