Reklama

Wojna jest tylko w tle

"Cyrk Columbia", reż. Denis Tanović, Bośnia i Hercegowina 2010, dystrybutor: Vivarto, premiera kinowa: 26 sierpnia 2011

"Ziemia niczyja" Denisa Tanovicia to jeden z najbardziej dojrzałych i fascynujących filmów, które odsłaniają kulisy współczesnych konfliktów zbrojnych, jednocześnie obnażając wojenne absurdy. Pochodzący z Bośni i Hercegowiny reżyser, otrzymawszy w 2001 roku Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, zachwycił wszystkich świeżością spojrzenia na narodową przeszłość i umiejętną "ucieczką" od stylu Kusturicy, który w pewnym momencie warunkował obraz Jugosławii jedynie jako ludowego skansenu coraz mniej śmiesznych jugosłowiańskich maczo.

Reklama

Najnowszy film Tanovicia można traktować jak zakończenie wojennego tryptyku, który rozpoczął się od "Ziemi niczyjej" (2001), poprzez "Selekcję" (2009), aż do "Cyrku Columbia", który - paradoksalnie - ma na celu pokazanie czasu przedwojennego, zaraz po upadku Jugosławii, a bezpośrednio przed pierwszymi strzałami w Bośni.

Główny bohater to emigrant lat siedemdziesiątych, który został zmuszony przez ówczesny reżim do ucieczki z kraju. Pobyt w Niemczech Divko (Miki Manojlović) traktował jedynie jako etap przejściowy, do którego zmusiły go okoliczności. Na emigracji był samotny, ponieważ jego żona Lucija, mimo obietnic nigdy nie dojechała, co tylko wzmogło w mężczyźnie uczucie nienawiści i zawodu. W 1991 roku, zaraz po upadku Muru Berlińskiego, Divko wraca do swojego bośniackiego miasteczka, niczym młody "królewicz". Rozdaje niemieckie marki na lewo i prawo, jeździ krwistoczerwonym mercedesem, ma młodą, piękną kobietę, która prowadza kotka Boni na czerwonej smyczy i nareszcie czuję się całkowicie niezależny. Po powrocie do rodzinnego miasteczka wyrzuca na bruk krnąbrną żonę i syna i na powrót próbuje zaaklimatyzować się w rodzinnych pieleszach.

"Cyrk Columbia" prawdopodobnie miał być historią mieszkańców małego miasteczka, których losy stają się uniwersalne dla całej rozpadającej się Jugosławii początku lat dziewięćdziesiątych. Tanović decydując się na pokazanie okresu przedwojennego, stara się jak najwierniej zobrazować nastroje panujące w momencie politycznych i społecznych zmian, które doprowadziły bezpośrednio do wojny domowej i powstania nowych państw na mapie Europy. W tym konglomeracie wspomnień widać nostalgię za komunizmem, niechęć do starej władzy i zachłyśnięcie się patriotyczną przeszłością, która doprowadzi do tego, że nagle pochodzenie etniczne stanie się podstawą ludzkiej egzystencji. Dodatkowo Tanović w dość umiejętny sposób już z perspektywy czasu wyśmiewa narodowe przywary swoich rodaków, którzy mimo powszechnej niechęci do tradycji i przeszłości nadal kultywują takie pojęcia, jak: "rodzinny honor" i "walkę za wszelką cenę".

Mimo wszystkich zalet i dobrych chęci twórcy "Cyrk Columbia" jest jedynie letnim wspomnieniem "Ziemi niczyjej", w którym konflikt zbrojny był ukazany jako nieunikniona karykatura tamtego okresu. Wyświechtane klisze rodzinne: braterstwo krwi, niewierne z pokolenia na pokolenie kobiety i szaleństwo prawdziwego jugosłowiańskiego wojownika - to tylko niektóre obrazki, które momentami śmieszą publiczność ale, niestety, nic poza tym.

Finałowe wojenne wybuchy w małym miasteczku w kontrze do romantycznego uniesienia pary odwiecznych kochanków to już naprawdę próba sił dla widzów. I choć dla niektórych "Cyrk Columbia" to przykład filmu, którego w Polsce nie sposób nakręcić, myślę że warto jednak trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość i zapytać: "Czy właśnie takie kino historyczne jest nam potrzebne?". I czy naprawdę historię można wizualizować tylko za pomocą zużytych, pseudoironicznych klisz przeszłości?

5/10


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy