Reklama

"Wilgotne miejsca" [recenzja]: Nimfomanka - Część 0.5

Tytuł mówi wszystko. "Wilgotne miejsca", wyreżyserowana przez Davida Wnendta ekranizacja powieści Charlotte Roche, to film prowokacyjny, efekciarski, wulgarny. I gówniarski - w najlepszym znaczeniu tego słowa.

Punk rock na całego. Osiemnastoletnia Helen (bardzo dobra Carla Juri, pełna energii niczym szczeniak i zadowolona z siebie niczym kot) słucha Bad Religion, jeździ na desce i interesuje się wszystkim, co brudne i niedozwolone. Bada konsystencję swojego śluzu, żuje i połyka smarki, uprawia seks z nieznajomymi mężczyznami. Niczym szalony naukowiec eksperymentuje ze swoim ciałem i przekracza kolejne granice: przyzwoitości, bezpieczeństwa, wstydu i bólu.

Chociaż można znaleźć w "Wilgotnych miejscach" trochę typowych dla kina młodzieżowego klisz - wątek romantyczny i kroplę sentymentalizmu - to większość filmu zostaje opowiedziana w nieco bardziej pomysłowy sposób: z perspektywy dojrzewającego ciała. Fizyczne doznania popychają akcję do przodu i organizują formę, która przybiera postać znanego z "Trainspotting" czy "Podziemnego kręgu" dzikiego strumienia obrazów. Widać to już w pierwszej scenie, w której Helen wbiega do miejskiego szaletu, aby posmarować maścią piekące hemoroidy - kamera podąża za palcem prosto do samego jądra ciemności, a potem nurkuje w muszli klozetowej, lecąc pośród pożerających się nawzajem mikrobów. Dotyk, zapach i smak podniecają Helen, każą jej szukać nowych przygód, budzą wspomnienia i skojarzenia. "Wilgotnymi miejscami" rządzą chaos i przesada.

Reklama

Helen robi na złość matce, chciałaby też, aby jej ekscesy zwróciły uwagę nieobecnego ojca. Jej bunt jest ponadto zwrócony przeciwko niej samej, naturze i życiu. "Nie będę mieć dzieci" - mówi - "ponieważ w naszej rodzinie każda kolejna dziewczynka jest neurotyczna i nieszczęśliwa". Genetyczny determinizm budzi w niej lęk, sprawia, że czuje się więźniem. Traktuje więc siebie samą jak obcy mechanizm, który można zużyć i zepsuć, jak ukradziony rodzicom samochód, którym specjalnie potrąca się śmietniki i latarnie. Ta smutna konkluzja, początkowo pojawiająca się tylko na marginesie montowanych z amfetaminową szybkością zdarzeń, z czasem mocniej dochodzi do głosu. Miarą tego jest odbyt Helen, traktowany przez nią z wyjątkowym okrucieństwem - nacinany i przekłuwany, coraz bardziej obolały i coraz mniej sprawny, chlustający sraczką i krwią.

Helen przypomina młodszą wersję Joe z "Nimfomanki" Larsa von Triera, kobiety, którą seksualna obsesja doprowadza do alienacji i emocjonalnego wyjałowienia. W przeciwieństwie do niej bohaterka "Wilgotnych miejsc" pozostaje radosna, wściekła i pełna życia - istnieje szansa, że płonący w niej ogień ani nie zgaśnie, ani nie spopieli jej. Trzymam za to kciuki.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Wilgotne miejsca" (Feuchtgebiete) , reż. David Wnendt, Niemcy 2013, dystrybucja: Against Gravity, premiera kinowa: 6 czerwca 2014

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy