Reklama

"Twarz anioła" [recenzja]: Od Dantego do Winterbottoma

"Twarz anioła" jest świetnie zmontowana i ma dobre tempo. Ma też przytłaczający bagaż intelektualnych odniesień, które powodują, że kiedy film dobiega końca, pada z wycieńczenia. W czym wtóruje mu widz.

"Twarz anioła" jest świetnie zmontowana i ma dobre tempo. Ma też przytłaczający bagaż intelektualnych odniesień, które powodują, że kiedy film dobiega końca, pada z wycieńczenia. W czym wtóruje mu widz.
Daniel Brühl i Cara Delevingne w scenie z filmu "Twarz anioła" /materiały dystrybutora

Nowy film Michaela Winterbottoma ma aspiracje do filozoficznej powiastki. Reżyser w filmowym uniwersum zaczytuje się w "Boskiej komedii" Dantego (daj Bóg, by wzięli z niego przykład i polscy twórcy), bloger porównuje wydarzenia w jego życiu do sytuacji z "Otella" Szekspira (idąc tropem życzeniowym - niech i ci w Polsce wezmą z niego przykład), zaś dziennikarze mają w nosie prawdę. Dla tych ostatnich liczą się jedynie słupki sprzedaży gazet, w których publikują (takich, jak wiadomo, mamy w nadwiślańskim kraju aż w nadmiarze).

Reklama

Winterbottom patrzy na to całe towarzystwo niezwykle naiwnym okiem. Pismaków co rusz potępia, dowodząc, że choć mogliby zmieniać otaczający ich świat, sprzedali się (szok!). Zaś na reżyserów i - nazwijmy ich umownie - pismaków "alternatywnych" rozgrzesza z introwertyczności, socjopatii, zaniedbywania rodziny i skłonności do używek (także tych ciężkich), bo jako jedynych interesuje ich prawda. A tę zdaniem reżysera odnaleźć można wyłącznie w fikcji.

Żeby więc podeprzeć swoją tezę, miesza Brytyjczyk prawdę z fikcją. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie oddzielimy tego, co dzieje się w ekranowym uniwersum realnie, od tego, co jest tylko sennym bądź narkotycznym widziadłem. No chyba że pojawiają się sześcionogie potwory, które, ni z tego, ni z owego, rzucają się na głównego bohatera, przegryzając go w pół. Bo i takie kwiatki się tu zdarzają.

Zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami "Twarz anioła" ma strukturę kryminału. Na początku pada pytanie o to, kto zabił. Policja szybko znajduje odpowiedź, ale pewności o jej słuszności nie mają ani reżyser chcący zrobić na ten temat film, ani opinia społeczna. Tylko dziennikarze mają jej zasadność w nosie. Dzięki morderstwu i kontrowersjom wokół procesu mają o czym pisać, a przecież o nic więcej im nie chodzi.

Jest więc nowy film Winterbottoma pełen stereotypów. Ekranowy reżyser prawdziwym artystą jest i basta. Czuje więcej i wie więcej, musi więc od czasu do czasu wciągnąć kreskę i uraczyć się drinkiem. Ten, który podejrzewa, co wydarzyło się naprawdę, musi napotykać na opór otoczenia, odznaczać się nieprzyjemną fizjonomią i charakterem typa spod ciemnej gwiazdy. Dopełnieniem tego wszystkiego są producenci rzeczonego filmu, którzy scenariusz chcą mieć gotowy asap, póki sprawa jest jeszcze gorąca. Iluż widzów stracą, kiedy mało kto o morderstwie w Sienie będzie jeszcze pamiętał?

Trudno krytykę Winterbottoma potraktować poważnie. Nie jest oparta na stabilnych fundamentach, nie ma siły rażenia. Jego zarzuty nie są przecież w kinie niczym nowym. Aż trudno uwierzyć, że twórca, który potrafił wstawiać się za mniejszościami, przenikliwym okiem punktować uprzedzenia i niedogodności, z jakimi musieli się mierzyć w świecie Zachodu, teraz skupił się na tak trywialnych sprawach. "Twarz anioła" przypomina artykuł przedstawionych w filmie dziennikarzy: komentuje ważną sprawę, nie troszcząc się o jej rzeczywisty obraz.

4/10

--------------------------------------------------------------------------------------
 "Twarz anioła" (The Face of an Angel), reż. Michael Winterbottom, USA 2015, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 19 czerwca 2015 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja | Twarz anioła
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy