Reklama

"Transcendencja" [recenzja]: Technofobia/Technofilia

"Wczoraj dr Will Caster był tylko człowiekiem", głosi przywołujący na myśl lata 90. tagline "Transcendencji". Rzeczywiście, Will Caster, grany przez apatycznego Johnny'ego Deppa, specjalista od sztucznej inteligencji, przestaje być człowiekiem i dzięki nauce staje się bogiem. Reżyserski debiut Wally'ego Pfistera jest filmem z pogranicza fantastyki naukowej i religijnej przypowieści: Najnowszym Testamentem, w którym ludzkość postanawia samemu sięgnąć nieba.

"Transcendencja", tak jak i wybitna "Ona" Spike'a Jonze'a, próbuje przyjrzeć się rozwojowi komputerów z różnych stron, pokazać jego ambiwalencję oraz niesione przez niego szanse i zagrożenia.

Jeśli jednak "Ona" dogłębnie eksploruje tylko jego wpływ na życie intymne, to "Transcendencja" próbuje pokazać, jak zmieni on wszystkie sfery życia: pracę, miłość, środowisko i politykę. Na żaden z tych tematów nie mówi niestety wiele ponad to, co wie przeciętny użytkownik laptopa lub IPhone'a: technika ma swoją ciemną i jasną stronę, a to, która z nich przeważy, zależy od danego człowieka.

Reklama

Tym człowiekiem jest tutaj Caster - nieśmiały i sympatyczny, ale trochę nawiedzony jajogłowy, który zostaje postrzelony przez terrorystę-technofoba. Aby uchronić go przed śmiercią, żona Evelyn (Rebecca Hall) wgrywa jego świadomość do komputera. Czy po drugiej stronie ekranu to jednak wciąż stary, poczciwy Will? Nowy twór posiada ludzkie wspomnienia, ale mówi zniekształconym i zimnym głosem, a jego awatar wydaje się tylko maską, bladą i straszną atrapą twarzy. Dysponując mózgiem o potężnym potencjale, prowadzi badania z zakresu medycyny, ale zaczyna też gromadzić siły, które pozwoliłyby mu podbić świat. Zaletę "Transcendencji" stanowi to, że do samego finału nie wiadomo, czy Will 2.0 jest zbawicielem, czy antychrystem.

Pfister opowiada tę historię z namaszczaniem. Konsekwencja, z jaką spowalnia narrację i kreuje podniosłą (chciałoby się napisać: biblijną) atmosferę, budzi uznanie. Uznania nie budzi jednak scenariusz autorstwa Jacka Paglena, w którym ciekawy, a miejscami nawet dość odważny pomysł wyjściowy zaprzepaszcza nieudolna realizacja. Przypowieść o przebóstwieniu ludzkości okazuje się rozprawką, w której papierowi bohaterowie wygłaszają tyrady za i przeciwko komputeryzacji. Melodramat o związku człowieka z maszyną staje się ciągiem cierpiętniczych rozmów, jakie mogliby prowadzić ze sobą kochankowie "Zmierzchu". Film akcji o starciu nadczłowieka z konserwatywnym ruchem oporu zmienia się we własną parodię, w której terroryści i agenci CIA robią rzeczy tak głupie, że rozśmieszyłyby nawet Franka Drebina z "Nagiej broni".

Pfister jest przede wszystkim uznanym operatorem i dlatego na szczęście można znaleźć w "Transcendencji" wiele obrazów, które są bardziej wymowne niż setka słów i zwrotów akcji. W kolejnych scenach kamera powoli ślizga się po kwiatach i kablach, kałużach i ścianach laboratoriów. Natura i technika jawią się tu jako równie piękne i co najważniejsze: wcale nie zantagonizowane, tylko wzajemnie się dopełniające.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Transcendencja" ("Transcendence"), reż. Wally Pfister, USA, Wielka Brytania 2014, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 9 maja 2014 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy