To prawdziwa historia! Polscy aktorzy u boku hollywoodzkiej gwiazdy

Kadr z filmu "Joika" /materiały prasowe

"Joika" nie jest niestety nowym "Czarnym łabędziem", chociaż tematyka wydaje się podobna. Dramat tancerki, baletnicy, katorżnicze treningi, nieprzespane noce, rezygnacja z życia towarzyskiego czy rodzinnego, a i tak wszystko może się rozsypać niczym talia kart. Znamy tę opowieść. Widzieliśmy ją nie raz.

  • Młoda, ambitna balerina opuszcza dom i bliskich w rodzinnym Teksasie dla świata rosyjskiego baletu jako jedna z pierwszych Amerykanek przyjętych do Moskiewskiej Akademii Baletu Bolszoj. Pracując z legendarną nauczycielką - Tatyaną Volkovą - Joy Womack trenuje aby pewnego dnia zostać Primabaleriną. Za pięknem tańca czai się świat pełen bólu i brutalnej rywalizacji.
  • Film "Joika" od 12 kwietnia można oglądać na ekranach polskich kin. Zobacz zwiastun!

Podejrzewam, że film Jamesa Napiera Robertsona nigdy nie trafiłby na nasze ekrany, gdyby nie znaczący udział Polaków w tej amerykańsko-nowozelandzko-polskiej produkcji. Warszawa udaje tutaj Moskwę, a stołeczna Opera Narodowa - legendarny Teatr Bolszoj, polskim producentem jest Madants, autorem zdjęć - Tomasz Naumiuk, kostiumów - Kinga Lewińska wraz z Tomaszem Ossolińskim, zaś w drugoplanowych, ale zauważalnych rolach wystąpili polscy aktorzy: Tomasz Kot, Borys Szyc, Karolina Gruszka czy Robert Gulaczyk.

Pierwsze skrzypce należą jednak do Talii Ryder w roli Joy Womack, oraz gwiazdy kina europejskiego i światowego, Diane Kruger jako trenerki Joy, Tatiany Wołkowej.

"Joika": Historia jest prawdziwa

Historia jest prawdziwa, a losy Joy (Joiki) Womack poruszające. Była pierwszą Amerykanką, która trafiła do zespołu Bolszoj, bohaterką głośnego, pokazywanego w Cannes dokumentu, "The White Swan", dzisiaj jest gwiazdą Opery Paryskiej. W "Joice" pełniła rolę konsultantki i choreografki, to pod jej okiem ćwiczyła Talia Ryder.

"Joika" nie jest jednak historią spektakularnej kariery Womack, okupionej wielkim wysiłkiem, ale w efekcie zwycięskiej. Przeciwnie, to opowieść o sytuacji w zasadzie bezwyjściowej. Nawet jeżeli dla kariery poświęci się prawie wszystko to, pomimo ewidentnego talentu, i tak można przegrać. Świat baletu bywa bezwzględny - układy, koneksje, intrygi, niemoralne propozycje.

Filmowa Joy przyjeżdża z rodzinnego Teksasu do Rosji, ponieważ kocha balet, a przyjęcie do Moskiewskiej Akademii Baletu Bolszoj, jest dla niej spełnieniem marzeń.

Profesorka, Tatiana Wołkowa, jest surowa, nieprzenikniona, wymagająca. Nie daje Joy wielkich nadziei - najgorsze, że jest Amerykanką, co zdecydowanie ogranicza jej szanse. O ile każdy uczeń, żeby dostać się do "Bolszoj", musi oddawać się ćwiczeniom na sto procent, o tyle ona musiałaby pracować jeszcze ciężej, a i tak nie może mieć żadnych gwarancji na sukces. Womack przyjmuje te zasady. Ta młoda dziewczyna jest zdeterminowana. Zaniedbuje kontakt z rodzicami, bliskimi, zapomina o jedzeniu, o śnie. Wszystko stawia na jedną kartę. Musi się dostać do baletu, musi tańczyć.

Po seansie, którego tematyką jest balet, spodziewałem się więcej

Robertson nie niuansuje tej historii. Została pokazana ilustracyjnie. Typowy film problemowy, nakręcony jednak w formacie telewizyjnym, bez wiary w artystyczny kształt całości. Po seansie, którego tematyką jest balet, można było spodziewać się czegoś więcej, zwłaszcza że to w końcu jedna z najbardziej fotogenicznych odmian tańca. Balet doczekał się też wielu wybitnych obrazów filmowych - poza wspomnianym "Czarnym łabędziem", także między innymi "The Company" Altmana, "Poliny" Prejocala, "Billego Elliota" Daldry'ego czy "Girl" Dhonta. "Joika" nie dobija do tego poziomu.

Film jest banalny. Wszystko w zgodzie ze schematem: Joy się stara, ale to za mało. Im więcej zyskuje (w końcu uda się jej zdobyć akces do legendarnego zespołu, o czym będą rozpisywały się amerykańskie media), tym więcej traci. Fikcyjne małżeństwo, fikcyjna kariera - w Bolszoj dostaje ogony, mefistofeliczna intryga, żeby udało się jej zagrać więcej, ale za cenę przekraczającą  granice moralnej akceptacji.

To wszystko  pokazane zostało wiarygodnie, ale beznamiętnie. Tak jak beznamiętna jest gra Talii Ryder - tak przecież świetnej jako Skyler w głośnym filmie "Nigdy, rzadko, czasami, zawsze". Tym razem miałem jednak poczucie, że młoda aktorka nie rozumie bohaterki, a reżyser nie pomaga jej Joy zrozumieć.

Polskie gwiazdy u boku Diane Kruger nie ratują filmu

Diane Kruger jest również zaledwie poprawna. Gra jędzę i treserkę, ale do takich portretów rosyjskich nauczycielek tańca czy jazdy figurowej na lodzie, zdążyliśmy się już przyzwyczaić z niezliczonej ilości dokumentów i fabuł. Nawet przemiana Wołkowej, przemiana zresztą umiarkowana, w wykonaniu Kruger nie wypada przekonująco. Na tym tle nieźle wypadają polscy aktorzy, chociaż i oni niewiele dostali do zagrania. Wzruszyły mnie wspólne kadry, na których widzimy Tomasza Kota i Borysa Szyca. Tyle, że to zasługa "Zimnej wojny" Pawlikowskiego, i nostalgii za tym filmem, a nie entuzjazmu za ich kreacje w "Joice".

To samo dotyczy całości. Niby nie ma się czego czepiać, wykonanie jest porządne, historia w założeniu przejmująca, a jednak oglądając "Joikę", miałem poczucie, że wszystko to widziałem  wcześniej, w zdecydowanie lepszym wydaniu.

5/10

"Joika", reż. James Napier Robertson, USA, Polska, Nowa Zelandia 2024, dystrybutor: Madness, premiera kinowa: 12 kwietnia 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Joika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy