"Thor: Mroczny świat": Zabójcze elfy z kosmosu [recenzja]
Filmowa ofensywa Marvela trwa dalej. Pośród gradu newsów o pracach nad "Avengers: Age of Ultron" i "Guardians of the Galaxy", po premierach "Iron Mana 3" i serialu "Agents of S.H.I.E.L.D." na ekrany wchodzi kolejny oparty na komiksie tytuł: "Thor: Mroczny świat". To już trzeci - a drugi samodzielny - film kinowy o przygodach krzepkiego i obdarzonego aryjską urodą boga piorunów.
Asgard - siedziba nordyckich bogów - jest miejscem, gdzie czas stanął w okolicach X wieku naszej ery. Jego mieszkańcy śpią w zamku i jedzą w sali biesiadnej przy długim na kilometr stole, a w czasie walki noszą zbroje i posługują się bronią białą. To, że minęły wieki średnie, wieki miecza i topora, jakby napisał Andrzej Sapkowski, sugerują tylko chroniące krainę działa i pole siłowe; oba wynalazki mogą mieć jednak magiczne pochodzenie. Asgard jest też tradycyjną monarchią. Król Odyn (Anthony Hopkins) ma dwóch synów, Thora (Chris Hemsworth) i Lokiego (Tom Hiddleston), ale żaden z nich nie wydaje się gotów na przejęcie tronu. Ten pierwszy jest narwańcem, a ten drugi, cóż, chorym z ambicji psychopatą.
Pierwsza część, zrealizowana przez specjalizującego się w adaptacjach Szekspira Kennetha Branagha, była napędzanym efektami komputerowymi dramatem kostiumowym, w którym dwaj bracia prowadzili między sobą walkę o władzę. Druga odsłona, którą nakręcił tym razem mający na koncie m.in. sporo odcinków "Gry o tron" Alan Taylor, kontynuuje wątek konfliktu Thora i Lokiego, ale nie ma on już takiego znaczenia dla całej historii. Na horyzoncie pojawia się bowiem nowy wróg: wściekły jak piekło elf Malekith (Christopher Eccleston) oraz jego mroczna świta. Thor i Loki muszą zawrzeć sojusz i ruszyć do kontrataku.
Różnica w reżyserskim kunszcie jest wyraźna. Jeśli u Branagha intryga wyrastała z pogmatwanych relacji między bohaterami, to u Taylora przypomina grę w szachy, w czasie której niewidzialne ręce scenarzystów przestawiają figury na fabularnej szachownicy - motywacje wydają się tutaj wirtualne, wymyślone po to, aby uzasadnić kolejne sceny walki. Dzięki odtwórcom głównych ról losy poszczególnych postaci wciąż potrafią jednak zainteresować. Show niezmiennie kradnie wszystkim brawurowo oślizgły i diaboliczny Hiddleston, który uśmiecha się tak szeroko i szaleńczo, jak mógł uśmiechać się Kot z Cheshire. Hemsworth tym razem jest nieco przygaszony, z czym nie jest mu akurat do twarzy, ale jego przygnębienie równoważą inni aktorzy: wyraźnie zdystansowani Natalie Portman i Stellan Skarsgard w rolach pochodzących z Ziemi naukowców. A także wcielająca się w zwariowaną praktykantkę Kat Dennings, tak samo bezczelna, grubo ciosana i tryskająca energią, jak w serialu "Dwie spłukane dziewczyny".
Akcja "Mrocznego świata" rozgrywa się nie tylko w Asgardzie, ale i m.in. w odlanym z betonu i deszczu Londynie, który to w finale zostaje malowniczo zdemolowany. Bogowie, potwory i ludzie, często wbrew własnej woli, podróżują wciąż między wymiarami, dzięki czemu scenerie zmieniają się jak slajdy w PowerPoincie (bohaterowie próbują to widzom sensownie wyjaśnić, jednak sami zdają się nie wierzyć w wygłaszane przez siebie fantastyczno-naukowo-mitologiczno-ezoteryczne bzdury; grunt, że zagłuszają je dźwięki czaszek kruszonych młotem Thora). Ogląda się te cuda przyjemnie, ale z dużym dystansem. Z dystansem i trochę z obowiązku, bo przecież kolejne produkcje Marvela będą w mniejszym lub większym stopniu fabularnie zakotwiczone w "Mrocznym świecie". Tradycyjnie po napisach czeka na widzów scena, która zapowiada nowe, być może lepsze filmy.
5,5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Thor: Mroczny świat" ("Thor: The Dark World"), reż. Alan Taylor, USA 2013, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 8 listopada 2013.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!