"The Old Guard": Boring Blonde [recenzja]

Kadr z filmu "The Old Guard" /materiały prasowe

Pod koniec 2019 roku Netflix uraczył swoich abonentów między innymi wspaniałą "Historią małżeńską" oraz niedocenionym "Nazywam się Dolemite". Niestety, w ostatnich miesiącach streamingowy gigant przedstawia głównie produkcje przywodzące na myśl telewizyjne sensacyjniaki (pierwszy przykład z brzegu: "Śledztwo Spensera") - wtórne, naiwne, kręcone bez ikry, wydające się wywodzić z kina kategorii B. "The Old Guard" nie ratuje nawet Charlize Theron, niegdyś najpiękniejsza kobieta świata.

"The Old Guard" powiela większość z wyżej wymienionych wad. Próżno szukać w filmie Giny Prince-Bythwood oryginalności. Oto grupa szlachetnych nieśmiertelnych, która od lat walczy w kolejnych wojnach, otrzymuje propozycję nowej misji. Stojąca na jej czele Andy (Charlize Theron), która od jakiegoś czasu nie widzi sensu swoich działań, przyjmuje ją niechętnie. Całość okazuje się wstępem do intrygi, za którą stoi złowieszczy koncern farmaceutyczny.

Film reklamowany jest jako kino sensacyjne, jednak zawiodą się ci, oczekujący nieprzerwanej akcji. Przeważającą część "The Old Guard" stanowią długie, deklaratywne dialogi. O bolączkach kilkusetletniej egzystencji, o rodzinie, o straconych towarzyszach i członkach rodzin. Wszystko przepełnione nachalną ekspozycją oraz zestawem klisz z opowieści o zmęczonych wojakach. Szczególnie cierpi drugi akt, na który składają się przede wszystkim niepotrzebnie rozwleczone retrospekcje i dialogi wykładające wprost wszystkie motywacje postaci. Są też zwroty fabularne - do przewidzenia dla każdego, kto w życiu oglądał przynajmniej dwa akcyjniaki. Smuci to tym bardziej, że za fabułę odpowiada Greg Rucka - twórca komiksowego pierwowzoru "The Old Guard", a także współtwórca fenomenalnych opowieści obrazkowych, między innymi "Gotham Central", który skupiał się na współpracujących z Batmanem policjantach.

Reklama

Komiks ten był przepełniony charakterystycznymi bohaterami. W filmie Prince-Bythewood wszyscy pisani są na jedną nutę. Zmęczona długim życiem Andy, jej równie zmęczony sojusznik Booker (Matthias Schoenaerts), oddany słusznej sprawie agent CIA Copley (Chiwetel Ejiofor), dobra i naiwna "nowa" nieśmiertelna Nile (KiKi Layne). Jedyną wyróżniającą się postacią (niestety, nie w pozytywny sposób) jest stojący na czele złego koncernu Merrick (Harry Melling, czyli filmowy Dudley Dursley z serii o Harrym Potterze). To najbardziej irytujący antagonista od czasu Lexa Luthora z "Batmana v. Supermana: Świtu sprawiedliwości". Szkoda zmarnowanych aktorów, w szczególności Theron, która wielokrotnie udowodniła, że świetnie czuje się w kinie akcji ("Mad Max: Na drodze gniewu", "Atomic Blonde").

Także bijatyki i strzelaniny nie poprawiają ogólnego wrażenia. Chociaż są one zrealizowane czytelnie, w ich choreografii brakuje inwencji i szybko stają się nużące. Bohaterowie noszą przy sobie broń białą, ale rzadko kiedy robią z niej użytek. Twórcy przez większość czasu nie korzystają także z nadprzyrodzonych zdolności Andy i jej towarzyszy. Narzekanie nie tyczy się na szczęście ostatniej sekwencji - szturmu na siedzibę przeciwnika - długiej, brutalnej i pozwalającej realnie obawiać się o dalsze losy bohaterów. Gdyby tylko "The Old Guard" miało więcej podobnych atrakcji, a ekspozycja była krótsza o pół godziny... Wtedy pretekstowa fabuła nie bolałaby tak bardzo. Niestety, otrzymaliśmy kolejny po "Śledztwie Spensera" telewizyjny produkcyjniak - tyle że utrzymany w poważniejszej tonacji.

4/10

"The Old Guard", reż. Gina Prince-Bythewood, USA 2020, dystrybucja: Netflix, premiera: 10 lipca 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Old Guard
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy