Początkiem lipca na Netfliksie zadebiutowała nowa komedia z gwiazdorską obsadą. Film "Teściowie poszukiwani" z Adamem Devinem w roli głównej mógł być ciekawą, lekką propozycją do obejrzenia dla relaksu w czasie letnich upałów. Niestety, od samego początku twórcy bombardują widza żenującymi żartami, które sprawiają, że o seansie chce się jak najszybciej zapomnieć.
"Teściowie poszukiwani", czyli absurdalna komedia z wątkiem kryminalnym i sprośnymi żartami, które bawiły 15 lat temu, a dziś wywołują ciarki żenady. Głównym bohaterem filmu jest Owen (Adam Devine). Jest zwykłym kierownikiem banku. Przed nim wielki dzień. Ma poślubić miłość swojego życia - Parker (Nina Dobrev). Dowiaduje się, że na ceremonii będzie miał okazję po raz pierwszy poznać rodziców ukochanej.
Tuż przed ślubem na jego bank napadają słynni Widmowi Bandyci. Owen jest przekonany, że sprawcami napadu są jego przyszli teściowie (Pierce Brosnan, Ellen Barkin), którzy właśnie przybyli do miasta.
Nowość od Netfliksa z gwiazdorską obsadą to przede wszystkim obleśne, sprośne żarty, które wywołują ciarki żenady. Co gorsza, jest to stały element prawie każdej sceny, a wykonawcą gagów jest w dużej mierze Adam Devine, którego postać jest nieznośnie irytująca. Nie zliczę ile razy sprawdziłam, jak dużo czasu zostało do końca seansu.
Gdy wydaje się, że gorzej być nie może, docieramy do sceny, w której Owen "przypadkowo" kopie małego pieska w celu "obrony". Nie. Kopanie małych piesków nie jest zabawne. Gdy poziom żenady zaczyna wykraczać poza skalę, nagle na ekranie pojawia się główny bohater w przebraniu... Shreka. W którym momencie powinnam się zaśmiać?
Wspomniałam już o nieoglądalnym Adamie Devine, lecz jak wypadli pozostali członkowie obsady? Pierce Brosnan i Ellen Barking są niezwykle powściągliwi, ich kwestie składają się zazwyczaj z jednego zdania. Z kolei Nina Dobrev po prostu jest w tym filmie i ładnie wygląda, chwilami można zapomnieć, że w ogóle w nim gra.
Czy "Teściowie poszukiwani" może mieć jakieś plusy? Przyznam, że rozbawił mnie żart, nawiązujący do roli Pierce'a Brosnana w filmach z serii o Jamesie Bondzie. Poza tym, wątek kryminalny był całkiem angażujący i tylko dzięki niemu istnieje jakakolwiek motywacja, by dotrwać do końca seansu.
Wydaje mi się, że film chciał być współczesnym "Poznaj mojego tatę" i "Poznaj moich rodziców". Z wątkiem napadu na bank pomysł miał potencjał na całkiem interesującą komedię. Niestety, finalnie produkcja zalicza się do tych z kategorii "nieudane" i "omijać szerokim łukiem".
"Teściowie poszukiwani" znalazł się na szczycie rankingów oglądalności produkcji Netfliksa. Słabe recenzje najwyraźniej nie odstraszyły subskrybentów, wręcz przeciwnie. Powoli kreuje się trend powrotu do głupawych komedii z początku lat dwutysięcznych z zamiarem przystosowania ich do współczesnego widza. Wydaje się, że film "Teściowie poszukiwani" został nakręcony właśnie w tym klimacie.
Pomysł dobrze wygląda na papierze, jednak twórcy nie wzięli pod uwagę, że większość sprośnych żartów, które bawiły 15-20 lat temu, dziś nie działają na teraźniejszą publiczność. Dobrym przykładem filmu, który sprawnie poradził sobie jako kiczowata komedia w stylu lat dwutysięcznych jest "Bez urazy", który miał premierę w czerwcu tego roku. Produkcja z Jennifer Lawrence w roli głównej dostarcza lekkiej rozrywki i nutki nostalgii. "Teściom poszukiwanym" się nie udało tego osiągnąć.
Prawdopodobnie szybko zapomnę o tym filmie. I dobrze. Mimo, że trwa nieco ponad półtorej godziny, uważam, że w bibliotece Netfliksa znajdują się o wiele lepsze komedie, które idealnie sprawdzą się na seans w upalne popołudnia.
3/10
"Teściowie poszukiwani", reż. Tyler Spindel, Netflix. Data premiery: 7 lipca 2023 r.
Czytaj też: "Zabójcze wesele": Fatalna kontynuacja słabego filmu [recenzja]