"Terapia" [recenzja]: Krzyżowanie tropów

Kadr z filmu "Terapia" /materiały prasowe

Od urodzenia, a nawet wcześniej, zaczynamy wyplatać sieć relacji. Im dłużej żyjemy, tym gęstsza staje się ta sieć. Niewielu potrafi się w niej odnaleźć. Zaczynamy się plątać, nie mogąc ruszyć z miejsca. W naszym kręgu kulturowym tę sieć nazywamy "rodziną". Taka definicja zostaje wyciągnięta na wierzch w polsko-niemieckiej produkcji "Terapia" w reżyserii Constanze Knoche.

Zresztą oryginalny tytuł filmu to "Die Familie". Bohaterowie widzą w niej przywołaną sieć, która może blokować, oszałamiać, nawet powodować choroby. W idealnym układzie ma ona właściwości uzdrawiające. Rodzina nie jest więc ani czymś dobrym, ani złym. Po prostu jest. Co gorsza, przed rodziną nie ma ucieczki. Na własnej skórze przekona się o tym szesnastoletnia Izabell, która razem z matką trafia do malowniczej wioski w polskich Sudetach, gdzie skierowano ją na grupową terapię. Nieposłuszna nastolatka ze skłonnościami autodestrukcyjnymi, która nigdy nie poznała swojego ojca, będzie musiała poddać się niekonwencjonalnej metodzie leczenia, którą praktykuje terapeuta Einar i jego żona. Pierwsza warstwa wskazuje, że "Terapia" to wciągający psychologiczny obraz o dorastaniu, odkrywaniu siebie i swoich korzeni. Ale na tym historia się nie kończy, to dopiero początek.

Reklama

Długie, grupowe sesje terapeutyczne skręcają wyraźnie w stronę eksperymentu - poszczególni pacjenci pod wpływem codziennych spotkań uzewnętrzniają żal w stosunku do siebie i swoich bliskich, opowiadają o tym, że pod wpływem prywatnych, rodzinnych tragedii zostali wyprani z ludzkich odruchów. Wśród nich stoi Saskia, która kilka lat temu usłyszała od lekarza, że powinna usunąć dziecko z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Kiedy pewnego dnia kobieta znika bez śladu, a kilka godzin później jej rozszarpane ciało zostaje znalezione na okolicznym wzgórzu, w głowie Izabell pojawia się szereg pytań i kolejne warianty teorii spiskowych. Popełniła samobójstwo? Uległa wypadkowi? A może za tym wszystkim stoi Einar? Chodzą słuchy, że dziadek terapeuty miał nadprzyrodzone moce, a poza tym zaciągał on miejscowe kobiety do piwnicy, gwałcił i składał je w ofierze demonowi z gór. Izabell natychmiast rozpoczyna śledztwo. Tym bardziej, że Einar może mieć coś wspólnego z jej nieobecnym ojcem.

Czy mamy do czynienia z obłędem i halucynacjami bohaterki, które ciążą ku dramatowi psychologicznemu o potrzebie bliskości, czy może klimatyczną opowieścią grozy o krwawej zbrodni i chorych, dziedziczonych z pokolenia na pokolenie namiętnościach jej opiekuna? Knoche zdecydowanie nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, raczej konsekwentnie miota sprzecznymi sygnałami, snuje niepewność, co do ostatecznego rozwiązania i zwodzi widzów na manowce. "Terapia" jest seansem, który myli i krzyżuje tropy. Z jednej strony buduje wstępną ekspozycję w oparciu o język minimalizmu i dosłowności, z drugiej zapuszcza się w obszar niepewności, ukrytych znaczeń i wysokiego napięcia. Najlepsze momenty "Terapii" to te, w których nie od razu wiadomo, o co chodzi. Które stymulują nas do snucia domysłów, stawiania hipotez i dowodzenia ich słuszności.

I gdyby cały ten film był zrobiony w tym kluczu, pewnie byłoby znakomicie. Niestety, tak się nie dzieje. Knoche wciąż charakteryzuje nadgorliwy zapał właściwy młodym obiecującym twórcom, którzy wykazują skłonność do obnażania swoich słabości. Największą z nich w przypadku "Terapii" zdaje się natarczywa ilustracyjność, a przy tym nadużycie prostych do odczytania i zardzewiałych symboli. Kiedy w kadrze któryś raz z kolei pojawia się samotny wilk patrzący prosto w oczy naszej bohaterki, mam nieodparte poczucie, że jest to typowa zapchajdziura. Scena pomyślana jako ładny obrazek, ale zbędna, wstawiona jakby na siłę. Za dużo.

6/10

"Terapia" ("Die Familie"), reż. Constanze Knoche, Niemcy 2017, dystrybutor: Holly Pictures, premiera kinowa 26 kwietnia 2019 roku. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Terapia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy