Reklama

Ten temat wciąż czeka na swój film

"Prosto z nieba", reż. Piotr Matwiejczyk, Polska 2011, dystrybutor Lancelot Media Distribution, premiera kinowa 27 maja 2011 roku.

Czasem warto śpieszyć się powoli. Szczególnie, jeśli stawką jest obróbka narodowej traumy. Andrzej Wajda 67 lat czekał z realizacją filmu o Katyniu, Paul Greengrass dopiero po pięciu latach odważył się opowiedzieć o wydarzeniach z 11 września 2001 roku. Piotr Matwiejczyk postanowił kuć żelazo, póki gorące i dzięki filmowi o katastrofie smoleńskiej na dobre pożegnać się z polskim offem.

Niezależny filmowiec zawsze jest w stanie zareagować szybciej. Duże produkcje wymagają żmudnego gromadzenia budżetu, dziesiątek poprawek w scenariuszu i wielu godzin w montażowni. Między innymi te czynniki są często kością niezgody pomiędzy krytyką narzekającą na opieszałość polskiego kina, a filmowcami rozkładającymi bezradnie ręce.

Reklama

Matwiejczyk postanowił zagrać na czas i jak najszybciej odpowiedzieć na zapotrzebowanie polskiego widza. Zrobił pierwszy film o katastrofie smoleńskiej, którego hasło reklamowe brzmi "pierwszy film o katastrofie smoleńskiej".

Sprytny wybieg, bo i owszem - palmy pierwszeństwa nikt mu nie odbierze. Rzecz jasna na polu kina dokumentalnego wyprzedziły go autorki "Mgły" oraz Ewa Ewart, ale to on najwcześniej podjął się fabularnej obróbki wydarzeń z 10 kwietnia 2010. Problem w tym, że oglądając film "Prosto z nieba" nie sposób pozbyć się wrażenia, że celem jego pośpiesznej realizacji była możliwość umieszczenia wspomnianego już hasła na plakacie.

Matwiejczyk przeciąga nas przez mieszkania ofiar wypadku, pokazuje jak nakładają ubrania, wychodzą i zostawiają za sobą bliskich. W każdym z domów coś zgrzyta - ktoś pije, inny zdradza lub nie akceptuje nowej życiowej roli - ot polskie telenowelowe piekiełko. Od pierwszej minuty reżyser dba żebyśmy tę mydlaną operę czytali we właściwym kontekście. Najpierw, na ekranie, pojawia się feralna data a zaraz potem wchodzi p a t e t y c z n y u t w ó r n a p i a n i n o. Kasandryczny nastrój przenika wydarzenia we wszystkich czterech domach - od naciągnięcia skarpetek po zgrzyt klucza w zamku. Każde niewłaściwe posunięcie pozostawionych przez pasażerów Tupolewa bliskich zostaje symbolicznie wzmocnione kontekstem katastrofy. Reżyser srogo grozi bohaterom palcem - wy tu pijecie, zdradzacie i nie szanujecie starszych, a tam tragedia, płomienie i narodowa trauma.

Sęk w tym, że poza wspomnianą datą i newsami napływającymi z odbiorników radiowych i telewizyjnych absolutnie nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z katastrofą smoleńską. Nie sposób pozbyć się wrażenia, że wymarzone pierwszeństwo reżyser osiągnął podklejając jakiś zarzucony pomysł na serial na tle katastrofy lotniczej. Infantylizmu scenariusza nie maskują ani kuriozalne stylistyczne gierki ani znakomici polscy aktorzy (zestawieni, niestety, z fatalnymi aktorami dziecięcymi), którzy pod batutą Matwiejczyka wyraźnie dostają zadyszki.

Komunały w stylu "śpieszcie się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" nie są niestety wystarczającą konkluzją dla wydarzeń spod Smoleńska. Ten temat wciąż czeka na swój film i innego twórcę.

Wrażenia z seansu najlepiej oddaje dialog pojawiający się w jednej ze scen:

- Chyba interesujesz się ogólnie historią, nie?
- Widziałem Wajdę, starczy mi.

Mi też.

1/10

Zobacz zwiastun filmu "Prosto z nieba":


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prosto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy