Reklama

Tamara i mężczyźni, którzy patrzą

"Tamara i mężczyźni". reż. Stephen Frears, Wielka Brytania 2010, dystrubutor Gutek Film, premiera kinowa: 5 stycznia 2011 rok.

Oparty na komiksowym pierwowzorze, najnowszy film Stephena Frearsa w niczym nie przypomina hollywoodzkich blockbusterów wzorowanych na powieściach graficznych. Bliżej ''Tamarze i mężczyznom'' do liczącego sobie już prawie ćwierć wieku, opus magnum reżysera - ''Niebezpiecznych związków''.

Rzecz ma miejsce w angielskiej wsi Dorset - kolebce literatów. Poznajemy tutejszych mieszkańców - autora poczytnych kryminałów, jego żonę - opiekunkę pensjonatu dla pisarzy, akademika próbującego skończyć książkę o Thomasie Hardym, miejscowego ogrodnika, dziewczęta mitrężące czas na celowaniu jajkami w przejeżdżające auta i innych. Krowy muczą, trawa jest zielona a wiatr buszuje w jęczmieniach. Prawdziwa sielanka. Dopóki do wioski nie zawita Tamara.

Reklama

Dziewczyna wraca do rodzinnej miejscowości by sprzedać majątek zmarłej matki. Powrót niegdysiejszej prowincjuszki, dziś wziętej dziennikarki szykującej pierwszą powieść, jest dla okolicznych mężczyzn niczym kęs proustowskiej magdalenki. Odżywają wspomnienia, romanse i dąsy. Tamara z brzydkiego kaczątka przemieniła się w piękną kobietę (przy małe pomocy chirurgii plastycznej), więc męska część mieszkańców (i - w co nie wątpię - męska część widowni) zaczyna projektować na nią swoje fantazje.

Z tego punktu widzenia Tamara przypomina trochę Wedekindowską Lulu - niby dojrzalsza, pewniejsza siebie, w rzeczywistości poddająca się kolejnym męskim pragnieniom. Wizyta Tamary, a także rozkochanego w niej muzyka rockowego, burzy miejscowy porządek. Pod pozorami idylli obserwujemy pęknięcia: kłamstwo goni kłamstwo, zdrada idzie w parze ze zwykłą nieuczciwością, a rozsądek diabli wzięli. Ciąg zbiegów okoliczności prowadzi nieuchronnie do nieszczęśliwego finału, tylko miast szpad, pamiętnych z ''Niebezpiecznych związków, czołową rolę odegrają tutaj przypadek i siły natury.

Chciałbym napisać, że jest ten film należy do Genny Arterton - z podziwem obserwowałem jej występ w ''Uprowadzonej Alice Creed'', ba! nawet w ostatnim Bondzie pociągała mnie daleko bardziej od Olgi Kurylenko - ale byłoby to dużą niesprawiedliwością. Siła tego w gruncie rzeczy dość prostego - jak na Frearsa - filmu, jest znakomita gra całej gamy aktorów. Największe brawa - prócz Arterton - należą się Tamsin Greig, portretującej zdradzaną żonę pisarza: każdy gest na jej twarzy wyraża niepokój, oraz nastoletniej Jessice Barden: jej Jodie, rozczytana w pismach typu ''BRAVO!'', śmiertelnie znudzona swoją prowincjonalną egzystencją, knuje iście Coenowską intrygę, której konsekwencje doprowadzą do fatalnego końca. Jodie jest niczym peryferyjna wersja Mii z ''Fish Tank'' - obie łączą w sobie drapieżność i dużą wrażliwość. Obu młodym aktorkom będę kibicować w dalszej karierze.

W tej dość schematycznej fabule (ileż to już razy oglądaliśmy powrót do domu, po latach, autochtona, który burzy społeczny porządek) Frearsowi udało się połączyć subtelny humor, erotyczne napięcie, zgrabny portret prowincjonalnej angielskiej społeczności, wyjątki z biografii Hardy'ego oraz zmowy rodem z kina noir. Nie widzę w tym dziwnym splocie wielu zgrzytów. I mam szczerą nadzieję, że ''Tamara'' będzie poważną lekcją do przemyślenia dla polskich twórców kina tzw. ''gatunkowego''. Pytanie tylko, kto zjawi się na zajęciach?

7/10

Nie wiesz, w którym kinie możesz obejrzeć film "Tamara i mężczyźni"? Sprawdź repertuar kin w swoim mieście!


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tamara i mężczyźni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy