Reklama

"Step Up 4 Revolution": Czasem dobrze jest złamać reguły!

Po raz czwarty taneczne występy grupki młodych ryzykantów stały się punktem wyjścia filmu fabularnego. Trudno zrozumieć popularność serii "Step Up", szczególnie w epoce youtube'a i portali specjalizujących się tylko i wyłącznie z krótkich nagraniach video. Filmy "o buntowniczych tancerzach" to przecież najczęściej zbiór kilkunastu choreografii, które łączy wydumana, naiwna fabuła.

W podtytule czwartej części przygód utalentowanych tancerzy walczących z przeciwnościami losu pojawia się słowo "rewolucja". Z tego wynika, że nawet najbardziej dochodowe amerykańskie produkcje filmowe stanowią odpowiedź na ruch "Occupy Wall Street" i falę ogólnoświatowych protestów przeciwko kryzysowi. Bohaterowie "Step Up" zawsze tańczyli w jakiejś sprawie. Teraz ich sztuka jest dodatkowo sztuką radykalnego protestu. Cel jest lokalny. Chciwy kapitalista Anderson chce przerobić dzielnicę artystów w nowoczesny kurort pozbawiony podejrzanych elementów. Tancerze buntują się przeciwko restrukturyzacji, a przy okazji marzą o zdobyciu dziesięciu milionów dolarów w youtubowym konkursie (sic!).

Reklama

Oprócz walorów społecznych w "Rewolucji" pojawia się płomienny wątek miłosny. Syn kubańskiego emigranta kontra córka bogacza z Cleveland. Dzieli ich wszystko, łączy taniec i wspólne choreografie na brzegu morza, koniecznie o zachodzie słońca. Nawet w bajce są momenty zwątpienie, więc miłość będzie musiała przejść ciężką próbę. W końcu Sean i Emily muszą wreszcie dorosnąć.

Najważniejsze są oczywiście flash moby - szalone taneczne - dj-skie występy. Tym razem oprócz tancerzy są równie streetartowcy, parkurowcy i akrobaci. Samochody skaczą w rytm muzyki, muzealne figury ożywają, a policjanci i pracownicy korporacji nagle zrzucają swoje mundurki. Nie da się zaprzeczyć. Wszystkie gagi grupy Mob są imponujące i godne podziwu. Niestety seria nawet najbardziej fascynujących choreografii przestaje mieć znaczenie na tle koszmarnie naiwnej narracji. W pewnym momencie można mieć po prostu dość.

Dla miłośników serii uwielbiających muskularnych tancerzy i tancerki w ich krzykliwych stylizacjach a la uliczny gang dla nieletnich niebywałą gratką będzie na pewno taniec słynnego Moose'a. Chłopiec był tanecznym mistrzem poprzednich części. Tym razem tańczy jedynie w finale. Na jego kurtce widnieje napis "jedność". W końcu najważniejsza jest solidarność w walce z korporacją!

W jednej z ostatnich scen pan w garniturze proponuje buntownikom kontrakt z firmą Nike. Ich radykalny sznyt może być przydatny w nowej kampanii reklamowej marki. Z tego wynika, że w Miami warto tańczyć, żeby blokować milionowe inwestycje. Koniec końców bunt i tak zostanie oswojony i godnie opłacony.

3/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Step Up 4 Revolution" ("Step Up Revolution"), reż. Scott Speer, USA 2012, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 27 lipca 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Revolution | "Revolution"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama