"Spódnice w górę!" [recenzja]: Być kobietą, być kobietą
Bohaterki filmu Audrey Dany podnoszą spódnice w górę, a tam... No, właśnie; nic odkrywczego ani nic nowego, ani nawet nic kontrowersyjnego. Nie zmienia to jednak faktu, że temu gestowi należy się uwaga.
W swoim pełnometrażowym debiucie reżyserka próbuje opisać kondycję współczesnej kobiety, posługując się zbiorowym bohaterem w przestrzeni Paryża.
Jesteśmy więc sto lat po emancypacji, ale równouprawnienie i niezależność płci pięknej nie może się jakoś w pełni ziścić. Jeśli bowiem Rose (Vanessa Paradise) zajmuje kierownicze stanowisko, lekarz tłumaczy to nadprodukcją testosteronu. Jeśli Ysis (Géraldine Nakache) ma lesbijskie skłonności, boi się na ich temat porozmawiać z mężem. Z kolei jeśli Agathe (Laetitia Casta) ma problem z kontaktami międzyludzkimi, to pomoże jej je rozwiązać nie kto inny, jak książę z bajki.
Tak naprawdę Dana odmawia kobietom w "Spódnicach" niezależności, czyniąc je zależnymi od mężczyzny.
Mimo to, reżyserka buntuje się wobec pewnych postaw. Jej film nie jest bowiem akceptacją zastanego status quo. Dana często podkreśla w ironiczny sposób panikę mężczyzn przed samostanowieniem kobiet. Kiedy ci pierwsi zostają pozostawieni sami z dziećmi, nie umieją się kompletnie odnaleźć. Kiedy zaś zauważają, że ich koleżanka po fachu ma predyspozycje do szybkiej kariery, mówią z uznaniem skrywającym zazdrość i niepokój: za kilka lat możesz zarabiać więcej ode mnie. Mimo komediowego charakteru tych scen, udaje się w nich reżyserce przemycić także pewną niezgodę na to, że takie zachowania i reakcje są wciąż na porządku dziennym i mają ciche przyzwolenie społeczeństwa.
Ale "Spódnice w górę" to przede wszystkim kino rozrywkowe i w tej właśnie kategorii radzi sobie najlepiej. Gagi i humor słowny napędzają fabułę, zaś problemy pań pokazane są zazwyczaj z przymrużeniem oka. Dzięki temu film zwolniony jest z taniej publicystyki, a reżyserka nie wychodzi na hipokrytkę. Wszak nie udaje obrażonej na świat ani przez niego pokrzywdzonej.
Trudno jednak zaakceptować to, że dramaty jej bohaterek nie są bardziej... dramatyczne. Problemy ograniczają się tu głównie do relacji damsko-męskich, ewentualnie - łóżkowych. Tym samym na reprezentantki swojej panoramy Dana wybrała wyłącznie kobiety dobrze sytuowane, pochodzące minimum z francuskiej klasy średniej. Żadna z nich nie musi się martwić o to, co włożyć do garnka, ani za co posłać dzieci na studia. Nawet tę zarabiającą na życie jako kierowca autobusu stać na topowe stroje i modne fryzury. Nie uwierzę, że lewicująca Francja ma aż tak zrównane płace. Tym samym film dotyka jedynie problemów z tej sfery życia kobiet, którą poruszają pisma w rodzaju "Cosmopolitan", a nie, na przykład, socjalistyczne periodyki. To za mało, żeby film wykonał pracę u podstaw, ale wystarczająco, żeby przypomniał, że emancypacja wciąż trwa. Przynajmniej burżuazyjnym widzkom i widzom.
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Spódnice w górę!" (Sous les jupes des filles), reż. Audrey Dana, Francja 2014, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 26 września 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!