"Sokół z masłem orzechowym": Małe zwycięstwa, wielkie zdobycze [recenzja]

Zack Gottsagen i Shia LaBeouf w filmie "Sokół z masłem orzechowym" /materiały prasowe

Najprościej rzec, że "Sokół z masłem orzechowym" to kino drogi. Tym jednak razem mocno wewnętrznej. Istotna jest podróż, ale ta, którą odbywamy niejako przy okazji. Wraz z bohaterami podążamy na Florydę, ale w środku staramy się dotrzeć do znaczenia takich słów jak: odkupienie, wybaczenie, pogodzenie z losem i wyjście szczęściu naprzeciw. Za każdym razem trzeba nie lada odwagi, by sprostać wyzwaniu.

Choć niepozbawiony wad, to jeden z najciekawszych buddy movies w sezonie - ale też coś więcej, bo gdy do męskiego duetu, na pewnym etapie drogi, dołącza dziewczyna, robi się jeszcze lepiej. Film Tylera Nilsona i Mike’a Schwartza (obaj są też autorami scenariusza) w dużym stopniu zbudowany jest na zasadzie: mimo kilku fabularnych klisz, zanadto nie przypochlebiamy się publiczności. I siłą tego obrazu na pewno są aktorzy. Coś, co mogłoby wybrzmieć jak banał, za sprawą obsady staje się nieprzekombinowanym, prostolinijnym przekazem.

Pierwszoplanowi wędrowcy Tyler (wyśmienity Shia LaBeouf) i Zak (świetny Zack Gottsagen), to nie są postaci, z którymi łatwo jest się identyfikować czy ich polubić. Są intrygujący, ale dopiero za sprawą pojawienia się Eleonory (równie wspaniała Dakota Johnson), udaje się widzom do nich zbliżyć, zobaczyć w jakimś działaniu, afekcie, a nie w życiowym dryfowaniu. Oczywiście nie ma nic złego w tym, by na pewnym etapie egzystencji znosił nas nieznany prąd - i zdaje się wiedzieli to twórcy historii, gdy kreślili postać Tylera. W bliżej nieokreślonym wieku samotnik, to trochę nieopierzony dzikus, a trochę niepozbawiony uroku poturbowany przez życie rozbitek. Shia LaBeouf swoje przeżył i dokładając własnych doświadczeń dopełnił rolę, umiejętnie wykraczając poza spodziewany portret archetypicznego wagabundi. Oparł się pokusie, by stworzyć efekciarską filmowo postać i za to wielkie uznanie.

Reklama

Z kolei nastoletni Zak jest szczery, momentami niemal bezczelny, gadatliwy, ciekawski. Ma zespół Downa, co oczywiście na wstępie definiuje go w oczach innych. Jednak on, w odróżnieniu od Tylera, nie obawia się interakcji. Ma za nic to, co nieznajomi mogą o nim pomyśleć. Niewiele sobie robi z obowiązujących norm, czyniąc z dysfunkcji tarczę. To Tyler w tym układzie wydaje się bezbronny. Chowa się za pozorną arogancją i gburowatością - a tak naprawdę boi się ludzi. Boi się że zostanie skrzywdzony jeszcze bardziej. Jak przyznają w wywiadach Nilson i Schwartz, obaj są jak rewers i awers, i tak też budowali swoich bohaterów: jeden jest  komplementarny względem drugiego.  

W filmowej opowieści Tyler i Zak spotykają się oczywiście przypadkiem. Tyler ucieka miejscowym opryszkom, którym podpalił mienie. Z kolei oni wcześniej prześladowali go za nielegalny połów w miejscu, które teoretycznie należało do nich. Drugi z bohaterów - Zak - wymyka się sanitariuszom z lokalnego domu opieki. Przebywa tam głównie wśród starych, samotnych, schorowanych pensjonariuszy. Odtwarzana przez niego po wielokroć kaseta VHS wyzwala w nim marzenia o zawodowym wrestlingu. Zak zmierza na Florydę, gdzie - jak dowiedział się z materiału nagranego na VHS-sie - istnieje szkoła kształcąca przyszłych zapaśników.

Na tym etapie filmu, czyli dość wcześnie, domyślamy się, że nie chodzi o dotarcie do celu dla żadnego z bohaterów: Tyler nie ucieknie od przeszłości, tak jak nie wypleni z siebie winy za śmierć brata; Zak nie zostanie mistrzem sportu - nawet będącego mistyfikacją - tak jak tytułowy pseudonim nie przyniesie mu rozgłosu i szacunku.

Na szczęście twórcy scenariusza oparli się pokusie, by wprowadzić motyw rywalizacji o dziewczynę. Jest za to walka z własnymi słabościami lub chociażby próba ich akceptacji. Każdy z bohaterów wyniesie z tej podróży swoje lekcje, każdy nauczy się, że podróżując w jakimkolwiek kierunku dysfunkcje i traumy pakujemy w pierwszej kolejności, tym bardziej wybierając się w drogę bez bagażu.

Ten skromny, kameralny film pozostawia widza z interesującą w kontekście nowego roku refleksją, że być może lepiej nie będzie. Tak jak ekranowy sokół nigdy się nie wzbije, tak my nie czekajmy na to, co będzie - nauczmy się doceniać każdy moment. I fakt, że wybaczanie i akceptacja nie tylko własnych deficytów, są największymi życiowymi zdobyczami i zwycięstwami.  

7/10

"Sokół z masłem orzechowym" (The Peanut Butter Falcon), reż. Tyler Nilson i Mike Schwartz, USA 2019, dystrybutor: M2Films, premiera kinowa: 3 stycznia 2020 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sokół z masłem orzechowym
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy