Sierociniec wujka Sama
"Kaznodzieja z karabinem", reż. Marc Forster, USA 2011, dystrybutor Forum Film, premiera kinowa 9 grudnia 2011 roku.
Ten film może być źródłem wielu zabawnych nieporozumień. Na plakacie widać Gerarda Butlera, wojowniczo zmarszczonego, stojącego w pozycji mówiącej: "chcesz spróbować szczęścia, gnojku?", w jednej dłoni trzymającego karabin, a drugą zasłaniającego afrykańskie dziecko; za nim dym bije w niebo, a na piersi ma on napis "Kaznodzieja z karabinem".
Tytułowy bohater mógłby być kumplem Maczety, grindhouse'owym inkwizytorem, który - w przeciwieństwie do Boga - nie potrafi wybaczać i jako pokutę wyznacza grzesznikom śmierć przez rozstrzelanie. Tak się jednak składa, że ta komiksowa postać ma swój rzeczywisty odpowiednik.
Nazywa się on Sam Childers i przeszedł drogę od Syna Anarchii do Dziecięcia Bożego - lubił alkohol i narkotyki, lubił generalnie wciskać gaz do dechy, ale opamiętał się, zsiadł z harleya i stanął na ambonie. Z miejscowego kościoła los poprowadził go do Afryki, gdzie wybudował sierociniec i wypowiedział wojnę miejscowym bojówkom.
Chociaż zakorzeniony w rzeczywistości, ten film mógłby być wciąż kampową jazdą bez trzymanki; wystarczyłoby, że za kamerą znalazłby się ktoś pokroju Kena Russela, kto nie podchodzi do żadnego tematu z pozycji klęczącej.
"Kaznodzieję..." wyreżyserował jednak Marc Forster, facet, który zagłaskał na śmierć Johnny'ego Deppa w "Marzycielu" i zmarnował w "Quantum of Solace" szansę na rewitalizację przygód 007. Nic dziwnego więc, że historia Childersa staje się w jego rękach równie barwna co artykuł na Wikipedii.
Pierwsza połowa filmu to kombinacja fabularyzowanego dokumentu z National Geographic i wyprodukowanej przez Hallmark hagiografii. Childers to facet o żelaznych mięśniach, miękkim sercu i osobowości dwuwymiarowej jak kartka papieru.
Przy wtórze pogrzebowych smyczków przytula do piersi dzieci z poobrywanymi nóżkami; nie lubi przemocy, jednak jak trzeba, to wystrzela cały magazynek w pierś napastnika; przyjaciele go kochają, a wrogowie nienawidzą.
Druga połowa jest nieco mroczniejsza, ale równie sztampowa - Childers zaniedbuje rodzinę, podczas kazań zmienia się w fanatyka z żyłką pulsującą na skroni, odwraca się nawet od Boga i niczym rasowy egzystencjalista decyduje się zbawiać świat wbrew jemu samemu.
Ani Forster, ani Butler nie są w stanie tchnąć życie w tę postać. Ostatecznie nieporozumienie spowodowane przez plakat i tytuł okazuje się nie aż tak duże. Oczekiwaliśmy jednowymiarowej strzelaniny, a dostajemy jednowymiarową biografię ze strzelaniną w tle.
3/10
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!