Ryzykują życie, ale w imię czego? Najlepszy film początku roku!

Kirsten Dunst w filmie "Civil War" /materiały prasowe

Niewielu jest twórców, których każdy strzał jest celny. Tych, którzy bez względu na to, w jaką stronę kierują swoje zainteresowania, trafiają bez pudła. Alex Garland jest jednym z nich. Gdyby był zawodowym bokserem, w swoim profesjonalnym rekordzie - obok kilku efektownych zwycięstw - nie miałby do tej pory ani jednej porażki. Brytyjczyk lubuje się w opowiadaniu o kolektywnych lękach. Czasami ubiera to w kostium rasowego science-fiction, jak w przypadku debiutanckiej "Ex Machiny" (2014) czy miniserialu "Devs" (2020), kiedy indziej bliżej jest mu do niepokojącego realizmu. Boli jednak tak samo.

  • Stany Zjednoczone balansują na krawędzi upadku. Skorumpowany prezydent wzywa obywateli do walki przeciwko "sojuszowi z Florydy i zachodnim siłom Teksasu i Kalifornii". Fotografka wojenna Lee (Kirsten Dunst) wraz z grupą dziennikarzy próbuje dostać się do Waszyngtonu, będącego epicentrum dramatycznych wydarzeń, by przeprowadzić ostatni wywiad z prezydentem.
  • Reżyserem filmu jest Alex Garland ("Ex Machina", "Anihilacja"), a główne role grają Kirsten Dunst i Cailee Spaeny.
  • "Civil War" od 12 kwietnia na ekranach polskich kin. Zobacz zwiastun filmu!

"Civil War": Jeden z ważniejszych filmów początku roku

"Civil War", będący dla mnie jednym z ważniejszych filmów pierwszej połowy roku w polskich kinach, wpisuje się w tę drugą poetykę. I choć tytułowa wojna domowa w Stanach Zjednoczonych, wokół której skupiona jest fabuła tej opowieści, ma wymiar fikcyjny wydaje się być niepokojąco znajoma. Kiedy oglądałem film Garlanda przypomniał mi się szturm na waszyngtoński Kapitol. Zatrważające wydarzenia ze stycznia 2021 roku, gdy niezadowoleni zwolennicy ustępującego prezydenta Donalda Trumpa wtargnęli do siedziby Kongresu, a symbolem tego desperackiego aktu przemocy był niejaki "Człowiek bizon". 

Wszystko to obserwowałem z bezpiecznego dystansu, przez ekran telewizora. Tyle, że o tym komforcie, wchodząc głębiej w akcję "Civil War" łatwo zapomnieć. Bo w dobie narastających niepokojów społecznych, niepewnej sytuacji geopolitycznej oraz coraz większych tłumionych frustracji ludzi na całym świecie, łatwo sobie wyobrazić, że lada moment to wszystko może się naprawdę wydarzyć. Tu i teraz, a nie w jakiejś mglistej, odległej rzeczywistości. Garland tym samym przekuwa w obrazy wszystkie te niepokojące myśli i lęki, które od siebie uporczywie odsuwamy.

Mówi o tym z perspektywy osób, które te wydarzenia dokumentują - dziennikarzy, korespondentów wojennych. Ludzi będących na pierwszej linii ognia, uzależnionych od wrażeń, adrenaliny, można by rzec, notorycznie szukających guza. Zresztą każda sekwencja kiedy towarzyszą żołnierzom podczas akcji i podążają za nimi dosłownie krok w krok, co rusz cykając kolejne fotki, jest wręcz niesamowita. Ryzykują życie, ale w imię czego? Pozostawienia historycznego świadectwa czy też zdobycia za wszelką cenę najlepszego materiału, a tym samym zaspokojenia wysokiego ego? Garland nie odpowiada jednoznacznie na to pytanie. Z hipokryzji mediów, które w pogoni za sensacją zjadły już własny ogon, czyni ważny, a może nawet kluczowy problem swojego filmu.

Ryzykują życie, ale w imię czego?

Dziennikarskim świętym Graalem jest w "Civil War" możliwość przeprowadzenia ostatniego wywiadu z obalanym właśnie prezydentem. Gra warta świeczki, bo o tym materiale będzie się mówiło przez długie lata. Garland pakuje zatem do wysłużonego jeepa czwórkę bohaterów i serwuje nam kolejny rajd na Kapitol. Tym samym jego produkcja to rodzaj osobliwego połączenia kina wojennego z filmem drogi, przez wcale nie tak zjednoczone Stany.

Miejsca w samochodzie nie są zajęte przypadkowo, a rysuje się to według określonego schematu. Jest tam zatem miejsce dla starszego, doświadczonego korespondenta, który pełni w tej całej podróży rolę mentora (Stephen McKinley Henderson), jest też dla dwójki dziennikarskich gwiazd: fotografki Lee oraz Joela (w ich postaci wcielają się Kirsten Dunst oraz Wagner Moura). Ostatnie zajmuje młoda dziewczyna (znana z "Priscilli" Cailee Spaeny), wpatrzona w Lee jak w obrazek i marząca o tym, by podążyć w jej ślady.

Świetna jest tu zwłaszcza Kirsten Dunst, która mam wrażenie bardzo dobrze selekcjonuje otrzymywane propozycje. Ostatnimi czasy nie pojawia się na ekranach tak często jak miało to miejsce chociażby przed dekadą, ale jeśli już, zawsze są to role godne zapamiętania, właśnie w takich tytułach. Mam na myśli chociażby "Na pokuszenie" (2017) Sofii Coppoli czy "Psie pazury" (2021) Jane Campion. W filmie Garlanda pola dotrzymuje jej brazylijski aktor Wagner Moura, czyli pamiętny Pablo Escobar z serialu "Narcos". "Civil War" to w ogóle kino, gdzie te wszystkie poszczególne składowe - historia, dramaturgia, aktorstwo, zdjęcia, potężna ścieżka dźwiękowa - zgadzają się ze sobą. Tworzą one obraz, którego w wygodnym, komfortowym świecie być może wolelibyśmy nie widzieć. Ale rzeczywistość taka nie jest. I nie można od niej odwracać oczu.

9/10

"Civil War", reż. Alex Garland, USA 2024, dystrybutor: Best Film/Monolith Films, premiera kinowa: 12 kwietnia 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Civil War (2024)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy