"Pycha" [recenzja]: Pożegnanie

Carmen Maura i Patrick Lapp w filmie "Pycha" /materiały dystrybutora

Wszystko wygląda trochę jak w przydrożnym motelu na jednej z dróg w USA w latach 60. XX wieku. Niby wszystko się zgadza, jednak po chwili widać, że mamy do czynienia ze stylizacją. To nie jest słynna Route 66, a obskurny motelik swoje czasy świetności ma już dawno za sobą. Jesteśmy w Szwajcarii i jest XXI wiek. Z tym faktem najtrudniej pogodzić się pewnemu starszemu panu, który od zawsze sam o sobie decydował. Bez względu na rodzinę, obowiązki i zasady robił to, co uważał za słuszne. Tym razem jest dokładnie tak samo.

"Pycha" w reżyserii szwajcarskiego twórcy Lionela Baiera to intymny portret ostatniej nocy pewnego architekta o imieniu David (Patrick Lapp). Starszy pan wybrał taką scenografię, dlatego że dawno temu wspólnie z żoną projektowali ten obiekt, mając w pamięci swoje szalone wyprawy na inny kontynent. Jego życie przestało mieć już sens. Żona dawno nie żyje, David jest na emeryturze, jedyny syn nie chce mieć z nim nic wspólnego. Zresztą trudno się dziwić - został porzucony jako dziecko, a David nigdy tak naprawdę się nim nie przejmował.

Panu "samodzielnemu" nie pozostało nic innego, jak tylko podjąć decyzję o eutanazji. W takiej sytuacji nie ma mowy o chaosie. David wszystko dokładnie przygotował. Skorzystał z usług specjalnej organizacji. Pomocnicą przy "odchodzeniu" ma być Esperanza (Carmen Maura), pojawi się też "świadek" Treplev (Ivan Georgiev) - tak, żeby wszystko przebiegło, jak należy.

Reklama

Film Lionela Baiera przypomina izraelskie "The Farewall Party" (reż. Tal Granit, Sharon Maymon), które miało swoją premierę na festiwalu w Wenecji w 2014 roku. "Pycha" to komedia o odchodzeniu na życzenie, w której bynajmniej nie chodzi o drwinę i obśmiewanie samego procesu eutanazji. Wręcz przeciwnie. Ci, których uznaje się za ofiary, biorą sprawy w swoje ręce. Są w stanie zrobić wszystko, żeby podjąć samodzielnie decyzję. W przypadku historii Davida liczy się przede wszystkim struktura narracji rozpisanej na trzy niby przypadkowe osoby, które w jednym momencie wpływają na swoje życie w bardzo istotny sposób. Ta noc to finał ciągu zdarzeń - często chaotycznych impulsów, wspomnień, reakcji, które najczęściej odsyłają do uczucia nostalgii.

"Pycha" to również popis trójki aktorów, w tym jednej z ukochanych muz Pedro Almodovara - Carmen Maury. Ekscentryczne trio - szalony architekt, męska prostytutka z Rosji i sekretarka, która zaryzykowała wszystko, żeby podążyć za mężczyzną z blizną na głowie - w ciągu kilku godzin buduje bardzo silną relację. Obserwowanie ich słownych potyczek, drobnych fochów i nieustannej próby zrozumienia, jakie są intencje poszczególnych osób, to sama przyjemność.

Nocne pożegnanie Davida wyreżyserowane przez Lionela Baiera to również filmowy bibelot - krótka narracja przerywana jest tu archiwalnymi wstawkami; obok nostalgii za tamtym stuleciem pojawiają się też np. auta na prąd. Czas przestaje mieć tu jakiekolwiek znaczenie, nikt nie może być vintage. W centrum stoi David i jego decyzja, która tym razem nie zapadnie samodzielnie.

7/10

"Pycha" [La vanite], reż. Lionel Baier, Szwajcaria, Francja 2015, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 6 maja 2016

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy