"Puchatek: Krew i miód" nie jest tak zły, że aż dobry. Ten slahser jest tak zły, że aż zły. Brak tutaj humoru, pomysłowych krwawych scen i talentu reżysera, który zamiast umiejętnie prowokować zabawą kultowymi postaciami, potrafi tylko zanudzić. Szkoda, że podczas seansu nie zrobiłem sobie selfie. Musiałem wyglądać jak Kłapouchy po zatruciu żołądkowym.
Dawno, dawno temu Eric Cartman wymyślił historyjkę o uroczych leśnych zwierzątkach (wiewiórka, królik, szop, bóbr, skunks, lis, myszka, jelonek, jeżozwierz, dzięcioł), które pod wodzą jeszcze bardziej uroczego niedźwiadka budują w lesie choinkę. Trafia na nich spacerujący po lesie Stan, który pomaga słodkiej gromadce zbudować świąteczny żłobek, lśniący 25 grudnia pod choinką. Żłobka potrzebuje brzemienna pani jeżozwierz, która ma zaraz wydać na świat kolejnego uroczego leśnego zwierzaka. No, ale za rogiem czai się drapieżnik! Stan musi więc pomóc uchronić rodzinę leśnych zwierzątek i nienarodzonego jeżozwierza przed czającą się za rogiem lwicą.
To opowieść Cartmana, więc ostatecznie okazuje się, że urocze leśne zwierzątka służą szatanowi, a pani jeżozwierz urodzić ma antychrysta, który przejmie władzę nad światem. Jak przystało na "South Park", w odcinku pojawia się seksualna orgia, aborcja, Żyd Kyle w antysemickim umyśle Cartmana zostaje zarażony HIV-em, a karabin wyciągnąć będzie musiał Święty Mikołaj, zgwałcony wcześniej przez "urocze" leśne zwierzaki.
Dlaczego przywołuję 14. epizod z 8. sezonu (2004) "South Parku"? Ano dlatego, że gdyby "Puchatek: Krew i miód" miał choć jedną tysięczną humoru Treya Parkera i Matta Stone’a sprzed, uwaga, niemal 20 lat, to mógłbym spojrzeć na film przychylniejszym okiem. No, ale tego humoru nie ma. Nie ma też grozy, minimalnie przyzwoitego aktorstwa i nawet slasherowej obciachowości, która pozwoliłby uznać, że jest to coś tak fatalnego, że aż dobrego.
To zdumiewające, że tak prostacki i pozbawiony jakiegokolwiek mrugnięcia okiem slasher mógł się dziś pojawić na ekranie. W czasach powszechnej transgresji i sparodiowania różnych kultowych książek oraz filmów dla dzieci w "Ricku i Mortym" czy "Family Guy" (już nie wspominam nawet innego misiowego odjazdu Setha McFarlane’a pod tytułem "Ted") dostajemy coś, co wygląda jak koszmarny sen nastolatka, który przedawkował ritaline. Kubuś Puchatek i Prosiaczek jako psychopatyczni mordercy i kanibale, którzy mszczą się na ludzkości za to, że Krzyś ich kiedyś porzucił, to doskonale bezczelny punkt wyjścia do wariacji o książce A.A. Milne'a.
Żeby jednak nakręcić na jej podstawie coś niepoprawnie zabawnego i jednocześnie krwawego, trzeba mieć cokolwiek ciekawego do powiedzenia o samej wymowie książki i do tego przydałaby się odrobina talentu. Ba, wystarczy umieć kopiować wczesnego Sama Raimiego i mając prawa do tak ikonicznych postaci, można sklecić coś, co oburzy nie tylko nienawidzącego Kubusia Puchatka przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga.
Swoją drogą, po tym jak w Chinach zabroniono 5 lat temu emisji Kubusia Puchatka, który jest rzekomo podobny do Xi Jipinga, puchata postać pojawiła się, a jakże, w uderzającym w chińską władzę odcinku "South Parku".
Reżyser i (pożal się osiołku i tygrysku!) scenarzysta "Puchatka: Krew i miód" Rhys Frake-Waterfield talentu jednak nie ma, co widać w każdej scenie jego kuriozalnego horroru. Pasujący najwyżej do brytyjskich reality show tudzież reklamy pasty do zębów aktorzy (w zasadzie jeden nieszczęśnik grający torturowanego Krzysia) i aktorki deklamują fatalnie napisane dialogi (choć nie wykluczam, że czytają je z kartek przyklejonych na fatalnych kostiumach Prosiaczka i Kubusia, wyjętych z przedstawienia mocno niedofinansowanej szkoły), film jest pozbawiony rytmu, dynamiki, napięcia i czegoś, co slasher mieć powinien - pomysłowych krwawych scen.
Szkoda, że ten Puchatek nie trafił w lesie na oblepionego miodem Candymana i nie stracił w pierwszej sekundzie filmu głowy albo chociaż zadka. Miałoby to więcej sensu niż poświęcanie 80 minut życia na seans tej wyjątkowo niestrawnej beczki dziegciu z odrobiną miodu. Miodu z uszu.
1/10
"Puchatek: Krew i miód" (Winnie the Pooh: Blood and Honey), reż. Rhys Frake-Waterfield, USA 2023, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 31 marca 2023 roku.