"Prześwietlenie": Strach [recenzja]

Kadr z filmu "Prześwietlenie" /materiały prasowe

Jakże prosta jest metafora kryjąca się za tytułem ostatniego filmu Cristiana Mungiu. Obraz uzyskany dzięki prześwietleniu może nas uspokoić lub potwierdzić najgorsze obawy, czające się od dłuższego czasu z tyłu głowy. Oczywiście rumuński autor nie nakręcił ponad dwugodzinnego dzieła, by poklepać swoich widzów po głowie i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Inna sprawa, że samo krzyczenie "jest źle" nie czyni filmu dziełem wybitnym.

"Prześwietlenie": Hipokryzja - skąd my to znamy?

W małej wiosce gdzieś w Transylwanii dochodzi do poruszenia. Oto lokalna piekarnia i działająca przy niej fabryka, zaopatrująca w pieczywo także najbliższe miasteczka, decyduje się zatrudnić emigrantów ze Sri Lanki. Wywołuje to sprzeciw większości mieszkańców, którzy za cel honoru stawiają sobie wypędzenie niechcianych gości. Na ustach pojawiają się podniosłe hasła o obronie tradycji i kultury, a działania szybko stają się coraz bardziej skrajne. Wielkie słowa, a za nimi hipokryzja - skąd my to znamy?

Cristian Mungiu na szczęście nie idzie w prostacką publicystykę. Nie raz udowodnił, że potrafi naznaczać swe historie dwoistością etyczną i brakiem jedynej słusznej drogi. Wystarczy wspomnieć jego "Egzamin", w którym ojciec zdradza nastoletniej córce, że złamał wszelkie zasady moralne, które wpajał jej od najmłodszych lat, ponieważ życie w uczciwości nie dałoby mu środków na jej wychowanie. W "Prześwietleniu" w centrum akcji umieszcza Matthiasa (Marin Grigore), który sam jest emigrantem zarobkowym. Nie mogąc znaleźć satysfakcjonującej pracy w Rumunii, wyjechał do Niemiec. Utraciwszy ją z powodu ataku na przełożonego, wraca do miasteczka na kilka dni przed Bożym Narodzeniem.

Reklama

Drugą główną bohaterką jest Csilla (Judith State), dawna partnerka Matthiasa i kierowniczka pechowej piekarni, stojąca murem za swoimi nowymi pracownikami. Dobrze zarabiająca, znająca się na sztuce, niejedząca mięsa kobieta mogłaby pokierować "Prześwietlenie" w stronę nieznośnego moralitetu w stylu "wyzwolona lewaczka walczy o godność z zaściankowym społeczeństwem".

"Przewietlenie": Śmiech, smutek, a w finale strach

Mungiu, chociaż nie jest subtelny w swoich sądach, jest na szczęście zbyt świadomym i utalentowanym twórcą, by sprowadzić swój film do czarno-białego konfliktu. Mimo wszystko ten prześwituje miejscami spod epickiej narracji, uwzględniającej racje licznych bohaterów. Najbardziej kłuje to w oczy podczas dyskusji mieszkańców w domu kultury, zastanawiających się, co począć z przybyszami. Przywodzi ona na myśl finałowe forum z "Niefortunnego numerka lub szalonego..." Radu Jude, innego rumuńskiego mistrza. Nie idzie jednak w taką groteskę. Inna sprawa, że w ostatnich latach w wielu przypadkach "groteskowość" stała się "normalnością".

Mungiu, niestroniący od humoru, tworzy obraz zamkniętego społeczeństwa, cierpiącego z powodu nierówności ekonomicznych i niezrealizowanych ambicji, z jednej strony nazywającego siebie częścią zachodniej Europy, z drugiej łatwo dającego się porwać najgorszym instynktom i najprostszemu populizmowi. Chwilami budzi to śmiech, częściej jednak smutek, a w finale wręcz strach - tym bardziej że twórca "4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni" ogranicza się do punktowania przywar mieszkańców wioski, nie sugerując nawet jakichś sposobów na zmianę sytuacji.

Nie bez przyczyny w otwarciu "Prześwietlenia" synek Matthiasa podczas wędrówki w lesie widzi coś, co przeraża go tak bardzo, że traci głos. Co tak wystraszyło chłopca? Jakiś potwór? Może jeden z niedźwiedzi grasujących w pobliskich lasach? Im dłużej oglądamy film Mungiu, tym bardziej dociera do nas, że mogła być to po prostu bestia ludzka.

7/10

"Prześwietlenie" (R.M.N.), reż. Cristian Mungiu, Rumunia 2022, dystrybucja: Gutek Film, premiera kinowa: 19 maja 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Prześwietlenie (2023)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama