Reklama

"Portret królowej": Elżbieta II przy kaloszach [recenzja]

Życie Elżbiety II to również historia fotografii i o tym aspekcie jej panowania przypomina w swoim filmie dokumentalnym “Portret królowej" Fabrizio Ferri. Premierowo w Polsce rok po śmierci królowej. Ale to opowieść bardziej dla wielbicieli sztuki fotografii niż rodzimych rojalistów, ciekawych nieznanych faktów z życia brytyjskiego dworu.

Życie Elżbiety II to również historia fotografii i o tym aspekcie jej panowania przypomina w swoim filmie dokumentalnym “Portret królowej" Fabrizio Ferri. Premierowo w Polsce rok po śmierci królowej. Ale to opowieść bardziej dla wielbicieli sztuki fotografii niż rodzimych rojalistów, ciekawych nieznanych faktów z życia brytyjskiego dworu.
Królowa Elżbieta II w filmie "Portret królowej" /Rai Cinema /materiały prasowe

Kiedy stała się monarchinią, pamiątkowe zdjęcie koronacyjne było “ostatnią rzeczą, którą musi jeszcze zrobić". Wkrótce stała się jedną z najczęściej fotografowanych kobiet świata. Ikoną z niepowtarzalnym, bardzo świadomie budowanym wizerunkiem i to bynajmniej nie tylko przez jej sztab. 

Już na początku należy poczynić tę adnotację, kluczową dla odbioru “Portretu królowej". Ten tytuł: P O R T R E T  K R Ó L O W E J należy odczytywać jak najbardziej dosłownie. Dokument Fabrizia Ferriego to nie opowieść o panowaniu Elżbiety II. Jeszcze jedno krytyczne czy hagiograficzne, czy analityczne spojrzenie na jej sukcesy i porażki w trakcie 70 lat panowania nad Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Przede wszystkim to rozmowa o portrecie, a właściwie o fotograficznych portretach, do których przez całe swoje życie regularnie pozowała.

Reklama

“Sam nigdy nie poprosiłbym królowej, żeby tak zapozowała"

Kiedy towarzyszyły jej psiaki - ukochane corgi - rozluźniała się. Uśmiechała sama z siebie, bo nie robiła tego, gdy prosili ją o to onieśmieleni fotografowie. “Królowa nigdy nie uśmiecha się na żądanie, tylko wtedy, gdy tak się czuje" - usłyszał jeden z artystów od pracownicy Pałacu. Chociaż wielu z nich miało olbrzymie dokonania, stając przed obliczem Korony denerwowali się niczym niedoświadczeni młokosi. Nie oni musieli uspokajać obiekt swoich zdjęć, to ich nerwy trzeba było tonować. Elżbieta II nie angażowała się w konwersacje, pogadanki o życiu, angielskiej pogodzie i poddanych. Robiła to, co do niej należało. Z królewską godnością, ale i szczerością oraz życzliwością (a może pobłażaniem lub po prostu profesjonalizmem).

Fotograf David Montgomery wspomina sesję, którą zrobił Elżbiecie II w 1967 roku w pałacu Balmoral, czyli w mniej oficjalnych niż w Buckingham, Windsorze czy Opactwie Westminsterskim okolicznościach. Wędrowali przez sale, aż w jednej artysta zapytał monarchinię, co zazwyczaj w niej robi. Zanim się zorientował, królowa usiadła na podłodze, przy jednym z czterech towarzyszących jej psiaków. Oparła ręce o fotel czy szezlong. Za nią widać kominek - z rozżarzoną farelką, w miejsce płonących drewienek. Portrecista uchwycił władczynię lekko z góry. Wygląda tak zwyczajnie. “Sam nigdy nie poprosiłbym królowej, żeby tak zapozowała" - mówi z przejęciem do dziś.

Takich i barwniejszych opowieści w “Portrecie królowej" jest więcej. Kilka chwil później samemu Montgomery’emu udało się zrobić jeszcze bardziej zaskakujące zdjęcie Elżbiety II - mknącej niczym sarenka na piętro, żeby się przebrać. “Przeskakiwała po dwa schodki. Jak nastolatka. Nie miałem czasu, aby ustawić ostrość, czułość, po prostu nacisnąłem migawkę. Niedoskonałość techniczna nadała zdjęciu aury tajemniczości" - opowiada.

Królowa obok kaloszy

Bryan Adams, tak, ten Bryan Adams, piosenkarz od "(Everything I Do) I Do It for You", ale i fotograf, poprosił Elżbietę II, żeby usiadła w przedsionku obok... kaloszy. Zwykłych, używanych do spacerów po farmie, lesie i błocie buciorów - wellingtonów. Zaskoczona i rozbawiona, zgodziła się. Potem podobizna z tego ujęcia trafiła na kanadyjski znaczek z Jej Wysokością. W zalewie galerii wspomnieniowych ze zdjęciami monarchini po jej śmierci w 2022 roku takie ujęcia zdarzały się rzadko, niemal w ogóle, zdominowane przez bardziej oficjalne kadry, z uroczystości państwowych, w pięknych sukniach i jaskrawych garsonkach, z których słynęła (“Bo nie może nosić beżu, w beżu nikt nie wiedziałby, kim jest"). U Ferriego takie też się zdarzają, ale rzadziej, na czym film tylko zyskuje.

Ma też dzięki temu ludzki wymiar - spotkania na sesjach fotograficznych z królową na każdym z fotografów, z którymi Ferri rozmawia - odcisnęły piętno, zawsze były niepowtarzalnym przeżyciem. “Fotografować królową" - nie każdemu jest to dane. Nie każdego o to Pałac poprosił, nie na każdego, przysyłanego przez media, zgadzał się. Elżbieta - jak dowiadujemy się z filmu, sama zapalona fotografka - też przeglądała i komentowała zrobione fotografie. Nie zostawiała wszystkiego ludziom od PR-u.

Wyjątkowe przeżycie, coś więcej niż zdjęcie

Opowieści o kulisach powstawania poszczególnych portretów są najmocniejszą stroną zrealizowanego skądinąd bardzo klasycznie - w formie “gadających głów" - filmu Ferriego. Brian Aris, Jason Bell, Julian Calder, Chris Levine i inni dzielą się anegdotami i swoimi emocjami, wrażeniami. Opowiadają o swojej sztuce - kompozycji kadrów, pracy ze światłem, refleksji, która im towarzyszyła. Dla fotografów - tych profesjonalnych i amatorów - to niezwykle wciągające historie, momentami nawet inspirujące. Ciekawy, choć niezbyt rozwinięty jest wątek Camera Press, prowadzonej od 1947 roku agencji, w której posiadaniu znajdują się miliony zdjęć, wiele z nich właśnie z królową. Do dziś agencja pozostaje w prywatnych rękach i prowadzona jest przez potomkinię założyciela: kuratorkę i fotografkę Emmę Blau.

Dla widzów mniej zainteresowanych warsztatem sztuki Ferri przygotował bardziej ogólne i niestety sztampowe rozmowy o królowej. Pyta o nią nie tylko swoich głównych interlokutorów, ale i przypadkowe osoby: poddanych (kierowcę, dzieciaki z parku, osiedla, starsze panie z basenu), jak i gwiazdy. O spotkaniu z królową opowiada Susan Sarandon (dykteryjka, nawet zabawna, o dyganiu, ze zdjęciem, a i owszem, wbrew protokołowi), a komentarz dotyczący świadomego kształtowania wizerunku słyszymy z ust Isabelli Rossellini. No dobrze. Strukturalną ramę zapewnia Charles Dance jako narrator, czytający wspomnienia fotografów, którzy czy to odeszli, czy nie wzięli udziału w filmie.

Obiektywnie, filmowo, nie jest “Portret królowej" dziełem wybitnym, raczej tylko przeciętnym, w którym pewne wątki są tylko rozpoczęte. Niektórych reżyser i scenarzystka: dziennikarka i autorka książki o Elżbiecie II Paola Calvetti w ogóle nie poruszają. Największy niedosyt pozostawia brak kobiet, które fotografowały królową, a przecież były wśród nich m.in. Annie Leibovitz (i to bodaj dwukrotnie) czy Mary McCartney. Stworzyły niepowtarzalne portrety. Pomimo swoich oczywistych niedociągnięć, film satysfakcjonuje. Od kliszy, czerni i bieli po zdjęcie hologramowe - jedna kobieta przed obiektywem. Dziewięćdziesiąt lat historii fotografii. To może być fascynująca rozmowa - a każda rozmowa musi mieć swój początek. Dlaczego nie miałby nim być film Ferriego?

6/10

"Portret królowej" [Portrait of the Queen], reż. Fabrizio Ferri, 2022

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Królowa Elżbieta II
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama