"Pod Mocnym Aniołem": Dno pijackiego piekła [recenzja]
Ty pijesz, ja piję, on pije, ona pije. Pije policjant, ksiądz, lekarz, filmowiec, taksówkarz, kierowca, matka i siostra - Wojtek Smarzowski stawia w swoim najnowszym dziele, ekranizacji słynnej powieści Jerzego Pilcha, brutalną diagnozę polskiego społeczeństwa. Zapomina chyba jednak o tym, że, pomimo wszystko, nie każdy jest alkoholikiem, a tym bardziej filmoznawcą.
Afabularna książka (przez lata) krakowskiego intelektualisty przełożona została na lekko przeintelektualizowane kino. Smarzowski, owszem, z mistrzowską wprawą buduje piekielne scenki pijackiego upodlenia, genialnie wyłapuje najdrobniejsze elementy ludzkiej słabości i arogancji, subtelnie żongluje cytatami z samego siebie oraz "sztuki pijackiej" - kina i literatury, bawi się stylem, ale zarazem pozostawia widza obojętnym, o ile nie lekko znużonym.
"Pod Mocnym Aniołem" to werystyczne studium upadku człowieka. Kto jednak nie mierzył się mniej lub bardziej bezpośrednio z demonami, z którymi przychodzi stykać się Jerzemu (Robert Więckiewicz), temu trudno będzie się w świecie filmu Smarzowskiego odnaleźć, a nawet jakoś do niego odnieść. Pomiędzy ekranem i widzem twórca buduje dość duży dystans. To, co sprawdzić się może idealnie na kartach książki - dygresje, refleksje i zabawa frazą - w kinie łatwo ostudza emocje i ogranicza możliwość zaangażowania się. Szczególnie, gdy oczekuje się filmu na konkretny temat, a otrzymuje się... formę.
Jest tu charakterystyczna dla kina Smarzowskiego plątanina różnych rodzajów zdjęć (tym razem bez filmików z komórek, ale za to z ujęciami a la CCTV). Są górnolotne zdania i cytaty wypowiadane przez bohaterów umazanych w ekskrementach i wymiocinach, przy barze lub w szpitalu. Przede wszystkim zaś całość pozbawiona zostaje wyrazistych punktów, a konstrukcja zapętla się. To wszystko buduje obojętność wobec losu głównego bohatera i całej, jakże ważkiej, szczególnie w Polsce, sprawy.
Smarzowski zrealizował to, co zapowiadał w wielu wywiadach. "Pomysł na opowieść opiera się na założeniu, że czas pijaka nie jest czasem linearnym. To co przedtem dzieje się jednocześnie potem i teraz. Żeby to zrozumieć, trzeba pić. Czas w tym filmie to kluczowy element. Główny bohater pije, leczy się, trafia na odwyki, znowu pije" - mówił. "Szybko gubimy poczucie czasu. Nie wiemy który to odwyk, nie wiemy, który raz nasz bohater pierze swój obsrany dres. On też tego nie wie. Ucieka mu czas. W momencie, w którym sobie to uświadomi, zacznie się leczyć naprawdę" - dodawał.
Problem w tym, że być może Jerzy w końcu odzyskuje poczucie czasu, ale widz ciągle tkwi w pętli jego kolejnych wizyt w monopolowym, na oddziale, na izbie wytrzeźwień, w radiowozie. Jak w "Dniu świstaka", tyle że z wódą i bez punktu zaczepienia, bez początku i końca. Być może drugi, trzeci, czwarty seans pozwala odkryć więcej, pozbierać się w tym chaosie scen poniżenia (podpowiedzi są na ekranie - kostium, fryzura, sprzęt domowy).
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że tym razem mistrz Smarzowski, spostrzegawczy obserwator i znakomity reżyser swoich cudownych aktorów, jeden z nielicznych, którzy podejmują najbardziej niewygodne tematy, za bardzo skoncentrował się na formie. Bo to chyba film nie tylko dla tych, którzy ocenią go i przeżyją przez pryzmat własnych doświadczeń - alkoholików, ich bliskich i terapeutów?
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Pod Mocnym Aniołem", reż. Wojciech Smarzowski, Polska 2014, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 17 stycznia 2014 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!