​"Pitbull. Ostatni pies" [recenzja]: Wiarus

Krzysztof Stroiński w scenie z filmu "Pitbull: Ostatni pies" /Krzysztof Wiktor / Ent One Investments /materiały dystrybutora

Władysław Pasikowski - i wszystko jasne. Ojciec polskiego kina sensacyjnego, nieświęty patron policjantów i gangsterów. Fakt, że przejął od Patryka Vegi serię "Pitbull", zdaje się być dziwnym przejawem dziejowej sprawiedliwości. Przecież matrycą dla niej były jego klasyczne i kultowe "Psy", błyskotliwie przenoszące amerykańskie wzorce gatunkowe w przaśne i smutne nadwiślańskie realia.

Pasikowski czuje się w butach Vegi pewnie i wygodnie, dużo bardziej niż przy swoich ostatnich projektach - niespełnionym w rewizjonistycznych ambicjach "Pokłosiu" i będącym bezbarwną imitacją zimnowojennych thrillerów "Jacku Strongu". Udaje mu się dochować wierności zarówno przebojowemu cyklowi, jak i sobie samemu. Do pełnej bluzgów, przemocy i wódki konwencji nie musi się adaptować, bo jest ona dla niego absolutnie naturalna. Po swoim poprzedniku przejmuje część bohaterów i wielowątkową narrację, ale dodaje od siebie trochę staromodnego rygoru. Na tle meandrycznej lub czasem po prostu chaotycznej serii "Ostatni pies" jest bardzo klasycznie opowiedzianym filmem.

Światem Pasikowskiego nie rządzi manichejski podział na Dobro i Zło, ale stosunkowo prosto odróżnić w nim tych, którzy zasługują na bezwzględne potępienie, od tych, którzy pomimo skaz i win starają się służyć słusznej sprawie. Do pierwszej grupy należą bracia-gangsterzy Junior (Adam Woronowicz) i Gawron (Cezary Pazura), a także żona Gawrona, Mira (Dorota Rabczewska), była kelnerka i rasowa femme fatale. Z kolei grono sprawiedliwych reprezentują policjanci Metyl (Krzysztof Stroiński), Quantico (Rafał Mohr) i przede wszystkim Despero (Marcin Dorociński), który ma za zadanie zinfiltrować przestępczą rodzinę.

Reklama

Chociaż w filmie nie brakuje brutalnych atrakcji - znajdziemy tu zarówno liczne strzelaniny, z których każda jest bardziej zamaszysta od poprzedniej, jak i sceny maltretowania kobiet - to dla Pasikowskiego najważniejsze są relacje między bohaterami: szorstkie przyjaźnie, spiski, starcia charakterów. Postacie są obrysowane grubą kreską, a przy tym na tyle wiarygodne, na ile pozwala w gruncie rzeczy pulpowa konwencja.

To w dużej mierze zasługa zręcznie napisanych, brzmiących autentyczną uliczną mową kwestii dialogowych i dobrej lub przynajmniej rzetelnej gry aktorskiej. Jedyny niechlubny wyjątek stanowi Doda, która nie jest tak zła, jak sugerują zwiastuny, ale jest wyraźnie najsłabszym punktem obsady - mówiąca z nieznośną manierą zadziornej blachary, może co najwyżej uchodzić za kampową ciekawostkę, która prawdopodobnie dostarczy wiele ubawu przyszłym badaczom historii polskiej popkultury.

"Na świecie jest dużo kurewstwa. Nic z tym nie zrobimy, ale nie musimy przekładać do tego ręki" - mówi jedna z postaci z "Pokłosia". Policjanci z "Pitbulla" są bardziej ambitni. Wciąż od nowa podejmują uparte próby oczyszczenia moralnej stajni Augiasza, w której przyszło im egzystować. Misja bohaterów może wydawać się absurdalnie szlachetna, ale Pasikowski potrafi sprawić, że na czas seansu wierzymy w czystość ich intencji - w to, że ryzykują życie dla krótkotrwałej satysfakcji, która gaśnie wraz z kolejnym dniem roboczym.

7/10

"Pitbull: Ostatni pies", reż. Władysław Pasikowski, Polska 2018, dystubutor: Kino Świat, premiera kinowa 15 marca 2018 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pitbull. Ostatni pies
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy