"Pentameron" [recenzja]: Niekończące się opowieści

Salma Hayek w filmie "Pentameron" /materiały dystrybutora

Kobieta (Salma Hayek), która zjada serce morskiego potwora po to, aby móc urodzić dziecko. Mężczyzna (Toby Jones) kochający ponad wszystko przerośniętą pchłę. Erotoman (Vincent Cassel), który dosłownie tarza się pośród nagich i pięknych kobiet. Stare, brzydkie siostry (Shirley Henderson i Hayley Carmichael) marzące o godnym ballady romansie.

Matteo Garrone oparł swój film na kolekcji baśni autorstwa Giambattisty Basilego, poety i dworzanina, który żył i tworzył na przełomie XVI i XVII wieku. Zawarte w "Pentameronie" historie układają się w jeden wielki katalog okropieństw.

Wspomniane postaci łączy nieznoszące sprzeciwu pragnienie. Bohaterowie traktują otaczających ich ludzi instrumentalnie, sprowadzając na nich kolejne nieszczęścia. Uniwersum "Pentameronu" jest rządzone przez patologicznych egoistów - w sensie przenośnym i dosłownym, gdyż większość pojawiających się w nim czarnych charakterów to ludzie władzy, królowie i królowe. Jak to bywa w baśniach, winowajców ostatecznie spotyka sprawiedliwa kara, którą wymierzają ich ofiary lub (nie)fortunne zbiegi okoliczności.

Reklama

Podczas trwania filmu nie oczekuje się jednak umoralniającej konkluzji. Fabuła biegnie krętymi ścieżkami, od jednego gwałtownego zwrotu akcji do kolejnego, na spotkanie coraz bardziej makabrycznych i dziwacznych wydarzeń. Poszczególne wątki są prowadzone równolegle i montowane wedle telewizyjnych standardów: w momentach przełomu lub niepewności. "Pentameron" napędza nieskrępowany gawędziarski żywioł. Puenta wydaje się w nim zaledwie przykrą koniecznością, narzuconym przez metraż końcem zabawy.

Także w warstwie formalnej "Pentameron" jest dziełem zamaszystym i ekstrawaganckim. Jego twórcom udało się wykreować świat, który wydaje się na zmianę fantastyczny i realny. Składają się na niego zarówno niemożliwie monumentalne budowle i nienaturalnie piękna przyroda, jak i brud, krew, powykręcane ciała i pulsujące organy wewnętrzne.

Łącznikiem między tymi dwoma planami estetycznymi są postacie potworów, pomarszczone i kostropate, obdarzone namacalną fizycznością. To wszystko zostaje oprawione w kapiące od barw i wypełnione złotym światłem zdjęcia Petera Suschitzky'ego. Jaskrawość i artyzm "Pentameronu" przeciwstawiają się mdłej tandecie hollywoodzkiego fantasy.

Niestety, w tym wypadku samo nagromadzenie różnego rodzaju ekscesów - narracyjnych i wizualnych - nie jest w stanie przykuć uwagi na dłużej. Garrone zbyt bardzo wierzy w wybraną przez siebie formułę i zapomina o zwykłych, ludzkich emocjach: o uwiarygodnieniu karykaturalnych bohaterów, sprawieniu, aby widzowie identyfikowali się z nimi i przejmowali się ich perypetiami. Dlatego podczas dwugodzinnego seansu często czuje się podszytą znużeniem obawę, że ta opowieść nigdy się nie skończy.

7,5/10

"Pentameron", reż. Matteo Garrone, Włochy, Wielka Brytania, Francja 2015, dystrybutor: M2Films, premiera kinowa: 30 października 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pentameron
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy