"Pasażerowie nocy": Stopklatka z przeszłości [recenzja]

Kadr z filmu "Pasażerowie nocy" /Galapagos Films /materiały prasowe

Choć film Mikhaëla Hersa zaczyna się od ulicznych scen zbiorowej euforii, związanej z politycznym zrywem, jego siła tkwi w czymś zupełnie innym. W niewielkich, niepozornych gestach, rysujących się na twarzach bohaterów emocjach, melancholii czy wzruszającej nostalgii nad minionymi bezpowrotnie czasami. Materii, w której kino francuskie posiada piękne tradycje, co więcej, chyba nie ma sobie równych.

"Pasażerowie nocy": Bez smartfonów, bez internetu

Nostalgia to ważna kategoria filmu, rozgrywającego się w Paryżu w latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. Wspominała o tym, wcielająca się w główną rolę, Charlotte Gainsbourg, dla której "Pasażerowie nocy" byli okazją do zanurzenia się w przeszłości, powrotu do czasów jej dzieciństwa. Film Hersa to bowiem opowieść o świecie analogowym, jakże innym od rzeczywistości, w jakiej przyszło nam dzisiaj funkcjonować. Bez smartfonów, internetu czy innych dobrodziejstw technologii, które rzekomo ułatwiać nam mają życie. Na szali francuski reżyser stawia większą uważność na drugiego człowieka, empatię i pewną pociągającą nieprzewidywalność, związaną z zaciekawieniem tym, co dookoła nas.

Reklama

Mimo poważnych życiowych zakrętów wszystkie te cechy wciąż w sobie ma Elisabeth, odgrywana przez Gainsbourg. Jedną z tych aktorek, której wierzymy od pierwszego gestu, spojrzenia, wypowiedzianej kwestii. Po odejściu męża jej bohaterka zostaje sama, bez pracy, za to z dwójką nastoletnich dzieci.

Kobieta zmuszona jest do tego, by całkowicie przedefiniować siebie. Nie tylko z uwagi na rodzicielską odpowiedzialność, ale także potrzebę poczucia sprawczości, której nie dane jej było wcześniej odkryć. Jej zawodowe kompetencje, sprowadzające się do dwóch słów: "dobroć" i "wrażliwość", pozwalają znaleźć bohaterce pracę przy nocnej audycji radiowej w jednej z paryskich rozgłośni. Elisabeth odbiera telefony od tytułowych pasażerów nocy, podobnych sobie outsiderów, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie bądź trudno im jest się odnaleźć, a za dnia walczy o szczęście swoje i najbliższych. 

Stawianie czoła różnym odcieniom samotności

Hers przyjął ciekawą perspektywę, by opowiedzieć o momentach granicznych, zapowiadających nieodwracalne zmiany, jakie zaraz mają się dokonać. Związane z jednej strony z osobistymi wyborami Elisabeth, z drugiej, z powoli wkraczającymi w dorosłe, samodzielne życie dziećmi - miotającym się nieco Mathiasem (Quito Rayon-Richter) oraz zdradzającą polityczne aspiracje Judith (Megan Northam). Przyglądamy im się mianowicie z punktu widzenia "obcego". Taką osobą jest Talulah (Noée Abita), młoda dziewczyna, które szuka szczęścia w stolicy, a po występie w radiowym programie, zbliży się do Elisabeth i na dłuższy czas zmieni dynamikę pomiędzy członkami rodziny.

Francuski reżyser, z dużym wyczuciem, szkicuje portrety swoich bohaterów. Niedoskonałych, połamanych, momentami ujmująco naiwnych. Pokazuje, że ich słabości, paradoksalnie mogą też stanowić siłę. Zwłaszcza w świecie, który nie jest opanowany jeszcze manią like’ów czy followersów, a raczej potrzebą rozmowy. Bez względu na to czy nocą, przez telefon, na antenie radiowej czy twarzą w twarz, podczas wspólnego posiłku.

Jest zresztą w "Pasażerach nocy" piękna scena, która udowadnia jak wiele pozytywnych emocji może zrodzić się z bezpośredniej konfrontacji. Opowiadając o stawianiu czoła różnym odcieniom samotności, Hers w gruncie rzeczy wlewa w nas sporo optymizmu. Jego nowy film to rodzaj stopklatki z przeszłości. Takiej, która zawiera spore spektrum emocji i pokazuje, że nawet w trudnych doświadczeniach odnaleźć można dużą życiową wartość.

7/10

"Pasażerowie nocy" (Les passagers de la nuit), reż. Mikhaël Hers, Francja 2022, dystrybutor: Galapagos Films, premiera kinowa: 7 października 2022 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pasażerowie nocy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama