Reklama

"Paraiso Travel": Amerykański sen po kolumbijsku

"Paraiso Travel", reż. Simon Brand, USA, Kolumbia 2008, dystrybutor: Art House, premiera kinowa: 12 listopada 2010

"Paraiso Travel" to kolejne rozliczenie z mitem amerykańskiej ziemi obiecanej, mieszanka drapieżnego kina zaangażowanego społecznie z subtelną opowieścią o tragicznej miłości.

W listopadzie na ekranach naszych kin zobaczymy dwa filmy w zupełnie odmienny sposób traktujące o problemie latynoskich emigrantów, szukających lepszego życia w Stanach Zjednoczonych. Kolumbijski "Paraiso Travel" mówi o tym w konwencji poważnego dramatu społecznego, zaś "Maczeta" Roberta Rodrigueza to brutalna groteska, która kpi ze wszelkich klisz i uproszczeń. Film Simona Branda nie jest odkrywczy, rozliczeń z mitem amerykańskiego snu mieliśmy już w kinie całe mnóstwo, począwszy od "Imigranta" (1917) Charlesa Chaplina. Kinematografia latynoamerykańska także co jakiś czas podejmuje ten wciąż aktualny temat - właśnie z Kolumbii pochodzi przecież wstrząsająca "Maria łaski pełna".

Reklama

Głównymi bohaterami "Paraiso Travel" są mieszkający w Medellin Marlon i Reina. Nie żyją w złych warunkach, są młodzi i piękni, pewnie nawet w zżeranej przez korupcję i przemoc Kolumbii odnaleźliby swoje miejsce. Jednak mit amerykańskiego snu jest zbyt silny i działa zwłaszcza na nastoletnią dziewczynę (w tej roli niezwykle wyzywająca Angelica Blandon), która umiejętnie wykorzystuje swoją seksualność, by nakłonić Marlona do kradzieży pieniędzy oraz niebezpiecznej drogi do Ameryki, przez dzikie przestrzenie Gwatemali i Meksyku.

Do bólu przewidywalna fabuła skupia się na postaci Marlona, który po przybyciu do Stanów Zjednoczonych musi zacząć radzić sobie sam w obcej rzeczywistości, gdyż Reina ma inny plan na realizację swoich amerykańskich marzeń. Zraniony i wykorzystany chłopak plącze się po ulicach wielkiego miasta, marznie, kradnie, głoduje, aż spotka na swojej drodze litościwych rodaków.

Film Simona Branda to bardzo tradycyjne rozliczenie z mitem amerykańskiego snu i marzeniami milionów latynoskich emigrantów. Historia zaczerpnięta z powieści Jorge Franco jest raczej wtórna, zaś autorzy filmu nie starają się jej na siłę urozmaicić. Film Branda to niemal podręcznikowy przykład dramatu emigracyjnego, a więc skuteczna odtrutka dla toksycznych produkcji, gloryfikujących Amerykę jako krainę nieograniczonych możliwości (takich, jak choćby "Gol" Danny'ego Cannona). W części poświęconej makabrycznej wędrówce bohaterów przez kraje Ameryki Łacińskiej to także rozliczenie z mitem zjednoczonej latynoskiej społeczności.

"Paraiso Travel" na kilometr śmierdzi banałem, film miejscami ogląda się jak produkcję telewizyjną, ale wszystkie niedociągnięcia wynagradza świetne aktorstwo (także w rolach drugoplanowych - choćby John Leguizamo) i niebanalna galeria postaci.Poza tym to dość udany melodramat - wiarygodny i emocjonalnie poukładany, lecz unikający patosu.

5/10

Chcesz pójść do kina, a nie wiesz gdzie i o której możesz obejrzeć wybrany przez siebie film? Sprawdź nasz repertuar kin!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | Snow | sny | Simon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy